Witam, bardzo współczuję

Z doświadczenia wiem, że strata koteczki, z którą byliśmy bardzo związani jest traumatycznym przeżyciem, a taka nagła - jak Twojej Lucysi , może spowodować wręcz szok. Z adopcją nie ma co się spieszyć- trzeba przeżyć żałobę, przynajmniej w pewnym stopniu pogodzić się ze stratą i dojrzeć do adopcji- otworzyć serce na nowego kotka, pokochać go dla niego samego, a nie traktować jak zastępstwo zwierzątka, które straciliśmy. Gdy to piszę, leży i śpi koło mnie Julcia- od 16 dni w moim domu. Zabrałam ją z ulicy, a właściwie sprzed firmy, w której pracuje mój syn. Była bardzo słaba po sterylce zrobionej w toz-ie i wypuszczona na ulicę. Gdy ją po raz pierwszy zobaczyłam - była to mała ( kilkunastomiesięczna )kupka kociego nieszczęścia, leżała na jeszcze mokrym po deszczu chodniku, ledwie otwierała oczka. Gdy ją zobaczyłam, nie byłam w stanie jej tam zostawić. Zabrałam do domu, mimo że rok temu zmarła moja 17- letnia koteczka Kola, to sobie obiecałam, że nigdy więcej kota nie będę miała, aby potem nie cierpieć po jego stracie. Przez rok ciągle odczuwałam brak Koli, w wielu sytuacjach, była ona moim prawdziwym przyjacielem . Przelałam wiele łez. Uważałam, pomagałam innym kotom- finansowo dokarmiłam - uważałam, że jestem Kolusi to winna, że to ona nauczyła mnie kochać koty. Teraz wciąż o niej pamiętam, gdy to piszę - znów się poryczałam, ale przyznaję, że Julcia - całkiem róża od swojej poprzedniczki też jet cudowna, pocieszna i kochana, a ja jednak już przywiązałam się do niej
Tak więc kilka dni po śmierci swojej pupilki, masz prawo nie radzić sobie z tą sytuacją. A... i obwinianie się , że sie czegoś nie zauważyło, zniedbało, że może trzeba było do innego weta to też norma.