Ja bym próbowała nawilżyć skóre.. Woda (preparaty nawilżające) itd napewno przyniosły by jej ulge.. Oczywiście chciało by się napisać. Włóż ją do wody, rób okłady.. ale wiadomo. Przy kocie to nie takie łatwe..

Po za tym apropos wetów.. to ja przestałam wierzyc w tą nauke trochę.. Mam 2 koty, kilku letnie.. I wydaje mi się że większość to zwykli szarlatani, a chodziłam do różnych z niby głupimi problemami.. Bo najpierw mój kotek złapał pchełki. Więc kupiłam obróżke, popryskałam skóre między łopatkami.. potem pojawiła się wysypka..
Wet natychmiast kazał mi wyrzucić obroże "to najgorsze co mogła pani zrobić! te obroże są niebezpieczne!" więc kupywałam różne preparaty.. nie tanie(dla mnie) typu frontline czy fripreks i katowałam(jak sie później okazało) kota przez rok! Tymczasem wet wymyślał co raz to nowe powody wysypki.. Wkurzyłam się w końcu i sama zaczełam myśleć.. (skoro piszą na opakowaniu że preparat jest niebezpieczny dla skóry człowieka i zaleca się unikania kontaktu" to jak może nie szkkodzić kociakowi.. No i okazało się że faktycznie.. Wróciłam do obróżki i wszystko znikneło.. Potem pojawiła się taka malutka wysypka na brzuszku. No to znowu myk do weta. To napewno uczulenie pokarmowe (bardzo popularna diagnoza zresztą;p). Tłumaczyłam, że kotek od malucha je wszystko.(oczywiście zdroworozsądkowo). Nigdy nie miał problemów. Nawet biegunki u niego nie pamiętam.
"To się może objawiać w późniejszym wieku". No dobrze.. no to co mam zrobić? Kupić świetną karme weterynaryjną. (nie tanią). i odstawić wszystko.. odstawiłam.
Wysypka miała zacząć znikać po 4 tygodniach.. znikneła po tygodniu.. Myśle.. O KURCZE! boska karma.. ale.. ok teraz trzeba sprawdzić na co jest uczulony.. Więc bardzo powoli. pojedynczo wracaliśmy do wcześniejszej diety.. trwało to dość długa. ale kota kochamy nadewszystko.. Bo to taki łapserdak, którego nie sposób nie uwielbiąc.. to też cierpliwośc.. konsekwencja... i co? i nic.. Na nic nie był uczulony.. minął już prawie rok od tamtej pory kot jest zdrowy.. Miałąm za młodu psa.. moja babcia kochała go bardziej niż dziadka;p no ale.. zachorowałą.. Po ciąży miała ataki. Skręcała się z bólu.. i trzęsła.. wyła.. koszmar..
Poszliśmy do najlepszych klinik we wrocławiu. Koło grunwaldu. I tam też przez cały tydzień pies dostawał zastrzyki, kroplówki.. czekaliśmy po 2, 3 h dziennie pod drzwiami gabinetu.. Nie chce mówić ile wydaliśmy.. Babcia dla psa się zaporzyczyła.. Miało być dobrze.. było.. przez dzień po tych kroplówkach nie miała ataku.. potem znowu.. Musieliśmy ją uśpić..
Nie jestem specem.. ok.. to tylko moje doświadczenia.. ale ja mam wrażenie (zresztą to wymyslił mój partner, ja się tylko zgadzam) Weterynarzy powinno się zaliczyć do grupy naciągaczy typu bioenergoterapeuci. Jeżeli zwierze nie ma widocznej i oczywistej choroby, czy też złamania.. Nie są w stanie postawić uczciwej diagnozy, a im bardziej pokazujesz że ci zależy.. tym więcej kasy od ciebie ściągają.;(