hmmmm
no więc napisze o jednej KLINICE W Poznaniu, bywam tam jak muszę - czyli bardzo rzadko i przeważnie wieczorami.
ps. Klinik w Poznaniu jest wiele, piszę tylko o jednej.
Zauważyłam o 1 w nocy, że kociak kuleje mi na przednią prawą łapkę...zabawy i stało się..co nie wiem

, spakowałm kicię i szybko do Kliniki, wytłumaczyłam wszystko...powiedziałam co i jak....Pan zrobił zdjęcie...(nie dostałam fartucha ochronnego, nie zapytano mnie czy nie jestem w ciąży)..
Weterynarz patrzy na fotkę, patrzy i mówi do mnie, że mnie przeprasza ale jaka to miała być łapka...prawa czy lewa
No i okazało się, że PAN się pomylił, ok, znowu trzymam kota bez fartucha...2 zdjęcie....PAN nie był pewny, czy łapka jes złamana czy nie...więc powiedział, że robimy jeszcze 3 zdjęcie...dobrze, zrobiliśmy...ZŁAMANIA nie ma ale i głos, mówiący to nie był pewny do końca swojej opinii...gdyby co to mam przyjechać jutro (wizyta 120 PLN)
inna wizyta w tej Klinice....byliśmy w niedzielę na spacerze w lesie z Kotami, ciekawska najmłodsza kotka zobaczyła kopiec mrówek (no tak -coś się rusza), jak Ona w pęd na mrowisko, my za nią...nie zdążyliśmy - bidulka za wtargnięcie na ich teren dostała jadem w oczy (widok był potworny....i sądziłam, że tracę Kota.
Tyle razy jeździliśmy do lasu, Koty zawsze ten Kopiec omijały a wtedy nie...
Szybko do Kliniki, która była czynna.
Ja cała w nerwach, ręce mi się trzęsły...a tu

natrafiliśmy chyba na jakiegoś praktykanta, Kot z pianą na pyszczku a Pan kazał mi siąść na spokojnie i wszystko tłumaczyć (po raz 2).....gdy wszystko powiedziałam 2 razy, PAN mnie zapytał czy w lesie po tym zdarzeniu - przeczyściłam jej jakimś płynem odkażającym oczka na spokojnie i na siedząco Pan pytał a Kicia wyglądała tragicznie
to fakt, moja wina, że nie wpadłam na to, że powinnam wozić do lasu apteczkę, jest pewnie w tym dużo racji ale myślałam jedynie wtedy aby jak najszybciej dotrzeć do Kliniki z kotką.
jeszcze jeden przykład z tej Kliniki:
w lecie 2003 były upały, na weekendy Koty jeździły z nami na działkę, malutka kicia musiała coś zjeść i się zatruła, była osowiała.
I znowu nasi weterynarze w niedzielę o później godzinie nie mieli otwartej przychodni i skierowaliśmy się do NICH .....powiedziałam, co i jak, że to zatrucie (jestem pewna) a weterynarz mi powiedział, abym nie była taka pewna, bo to moze być FIP lub białaczka....
Wnerwiłam się okrutnie, kociak szczepiony 2 razy, rodzice co roku także - no i zaczęła się dyskusja....ja swoje a Pan mi zaczyna mówić ile to teraz Kotów choruje na te choroby...
Poprosiłam o zakończenie tematu i podanie kotce środków na zatrucie.
Na moją odpowiedzialnośc kicia dostała to co chciałam.
Oczywiście szybko z tego wyszła.
DZIŚ w pracy koleżnka opowiadała, że muszą zmienić KLINIKĘ (tą o której napisałam powyżej) ...bo jak prosili o prześwietlenia ich szczeniaka w wieku 5 miesięcy na dysplazję, to powiedzieli, że to zbyteczne a teraz im powiedzieli, że szkoda, że nie zrobili prześwietlania jak szczeniak miał 4-5 miesięcy, wtedy by coś poradzili a teraz tylko operacja
Ważne jest aby trafiać do dobrych weterynarzy, niestety jak w każdym zawodzie są profesjonaliści i partacze, którzy mają mierną wiedzę
