aniaandrzej pisze:Zwiększenie populacji ? Jak na razie to człowiek stworzył nadmiar populacyjny, jak wirus pożerając przestrzeń i niszcząc przyrodę. Kotow nie ma za dużo - to dla ludzi jest ich za dużo. Ich los jest tragiczny ze względu na ludzi, którzy pozwalają im żyć TYLKO jako domowa maskotka. Właśnie wielka arogancja każe człowiekowi twierdzić , ze jest mądrzejszy od natury, mądrzejszy od Boga.
Tu troszkę się zgodzę. Nie chciałabym się kiedyś obudzić w kraju, gdzie tylko koty rodowodowe mają prawo się rozmnażać, gdzie tzw. dachowce, czy bezrasowce będą bezwzględnie kastrowane, dla mnie czarna wizja przyszłości.
Jednak świata nie zmienię, nie wrócimy też do świata z przed dróg, z przed miast, z przed całej cywilizacji, która skutecznie zabrała miejsca bytowe zwierząt, tych dzikich i tych udomowionych. Nie wrócimy też do czasów, gdzie mięsko, nabiał kupowany w sklepie nie pochodziło z ferm, tylko od rolnika małorolnego (wcześniej jakby niedługie było jego życie, nie poznało co to klata, brak słońca itd.). Mam świadomość tego co jem i w czym uczestniczę.
Jak napisałam świata nie zmienię, nikt tu nie zmieni. W Polsce (o innych krajach się nie wypowiadam, nie wiem), jest za dużo zwierząt, ich los jest tragiczny, naprawdę kastracja to jedyne rozsądne na teraz rozwiązanie. Tak jak w przypadku przytoczonych przez Ciebie jeleni, ich populacja jest ściśle regulowana i dostosowywana do miejsc, gdzie mogą bytować. Inaczej poszukując pożywienia ginęłyby na drogach, a przy drogach szybkiego ruchu, czasem też i ludzie. Widuje takie sarny obok mojego domu, wierz mi widok bardzo przykry.
Dlatego podpisuje się pod sterylizacją kotów. Nie po to, by stały się tylko domowymi maskotkami i nie po to by kiedyś obudzić się w kraju, w którym kot domowy to rzadkość na równi z Vanem Tureckim, czy inną rasą z papierami. To akurat nie moja bajka, jednak przy tej ilości zwierząt bezdomnych, przepełnionych schroniskach, chyba przez długie lata nam to nie grozi. I na równi bulwersują mnie wypowiedzi "nie kastrować, bo to sprzeczne z naturą", jak wypowiedzi "powinno być prawo, by nierasowe zwierzęta właściciel musiał kastrować inaczej wysoka kara, czy inne konsekwencje", dla mnie to wpadanie z skrajności w skrajność. Pierwsze daje to, co tu na forum widzimy, drugie właściwie wyeliminuje koty nierasowe, sprowadzi je do roli maskotki trzymanej w domu, bez względu na to, czy mogą w danym miejscu bezpiecznie wychodzić, czy właśnie wypuszczanie w konkretnym miejscu grozi im śmiercią na drodze.
Swoje wykastrowałam, wiem, że byłą to mądra decyzja, inaczej choćby Frodo (miał pannę przy drodze) pewnie dziś by już nie żył. Nie po to wzięłam za niego odpowiedzialność, by cytując za moim ojcem "zeskrobywać go z jezdni". Teraz bezpiecznie może wychodzić. Drugi kot, znaleziony jest chory na FelV, nie był kastrowany, kto wie, czy nie marcowanie skróciło mu życie, jest ze mną, ale ile jeszcze będzie.. poczytaj o tej chorobie. Jest, bo udało mu się przeżyć jej rzut. I tak wbrew jego naturze jest zamknięcie go w domu, dopomina się wyjścia z niego przy każdej okazji, gdyby nie zabezpieczenia pewnie dawno by dał "nogę". Alternatywa: wypuścić go, niech pozaraża okoliczne koty? Niech sam złapie jakąś dodatkową chorobę, co skutecznie, przy obniżonej odporności, doprowadzi go do przedwczesnej śmierci, a mi uniemożliwi leczenie. Nie są to moje maskotki, to moi podopieczni, domownicy. Jak mogę "pójść im na łapę" -idę, kiedy nie mogę, bo dbam o ich życie i zdrowie (i nie tylko ich, bo okolicznych kotów też), nie ma dla mnie w temacie dyskusji. Jeśli to czyni mnie "posiadaczką maskotek", to wierz mi, ja maskotek nie leczę, nie opiekuje się nimi, tak jak moimi zwierzętami, nie biorę za nie odpowiedzialności- za stara na to jestem
I na koniec, co z kotkiem? Zaglądam na ten watek, bo te objawy mnie zaniepokoiły? Czy coś się wyjaśniło?