dagmara-olga pisze:witamy obie Panie

Mikitka jest boską starszą panią z charakterkiem, może fotkę i parę słów o jej przeszłości wrzucisz? To jest wspaniała historia!
Ktoś o mnie pytał?
Mikitka
moja Duża tak o mnie napisała:Historia Mikitki to historia krętych dróg jakimi chadza zycie.
Poznałam ją we wrześniu 2002 roku – wtedy to po śmierci w lipcu mojego kota Isia – trafilismy do schroniska w Koninie by adoptować kota.
Zachwyciłam się malutką, ok. półroczną czarną kiciunią z białym krawacikiem, podobną do mojego niezyjącego Isia i to ją chciałam bardzo adoptować. Ona miała inne plany – zwiewała gdy do niej podchodziłam, nie dała się dotknąć, wskakiwała wysoko – krótko mówiąc, olała mnie totalnie.
W efekcie wróciliśmy do domu z Felkiem – kociakiem w wieku Mikitki który nie odstepował nas na krok, po prostu przylepił się do nas bo już postanowił że to właśnie z nami opuści schronisko.
W krótkim czasie prócz Felka w naszym domu zamieszkały kolejne trzy potrzebujące koty – a ja przez trzy lata każdą sobotę i niedzielę, każde święta – spędzałam w schronisku, głównie w kociarni.
Niezmiennie byłam zachwycona Mikitką i niezmiennie – ona mną – wcale nie... podziwiac ją mogłam jedynie z daleka a ściślej mówiąc – z wysoka. Jak każdy kto chciał ją adoptowac.
Po trzech latach życie sprawiło że nie mogłam już do schroniska chodzić – ale nie straciłam z nim kontaktu, czasem podczas krótkich wizyt widywałam Mikitkę, jak zwykle, gdzieś pod sufitem. Jak zwykle – nie była zainteresowana współpracą w sprawie własnej adopcji.
Ucieszyłam się bardzo że Mikitka dostała szansę na dom – to było we wrześniu 2009 roku. Opuszczała schronisko, jechała do Warszawy do własnego domu, do wlasnej Dużej.
Pod koniec listopada zdołowana pani Ania, szefowa schroniska, pożaliła się że dom Mikitki zamilkł, nie odpowiada na telefony, nie oddzwania, nie wiadomo co się z kotką dzieje, a kotka przecież szczególnego rodzaju – tyle lat w schronisku, dzikawa, nie ciągnąca specjalnie do ludzi....
Zaalarmowałam nieocenione MIAU i już mogliśmy umawiać wizytę poadopcyjną – w przededniu jej zrobienia ASK@ dowiedziała się od opiekunki kotki, że kotka... uciekła.
Nie będę opisywała poszukiwań kotki, całej akcji bo wątek Mikitki nadal istnieje i można tam wszystko przeczytać.
Gdy już wiedziałam od Jany że Mikitka jest – pojechaliśmy po nią. Nie myślałam ani przez chwilę że Mikitka u mnie zostanie. Miałam 4 koty. Szczerze mówiąc nie bardzo miałam pomysł na to gdzie ona teraz będzie, jakoś tak oczywiste było że wróci do schroniska.
Oczywiste – ale tylko do momentu, gdy ją zobaczyłam. Potem już nic nie było oczywiste.
W pierwszym okresie jej pobytu w moim domu ze ściśniętym sercem patrzyłam jak dzień po dniu, tydzień po tygodniu – siedzi wystraszona za komodą .
Nie chciałam już jej nigdzie oddawać a jednocześnie wiedziałam że z kilku powodów – koty niechetne nowemu przybyszowi oraz częste podróże samochodem razem z całą kocią ferajną - – mój dom nie jest dla niej idealny.
Chyba obie musiałyśmy dojrzeć. Ona do mnie a ja do piątego kota – bo do niej samej nie musiałam, zawsze była mi bardzo bliska.
Teraz Mikitka dostarcza mi niesamowitych wzruszeń – pierwsze otwarte wyjście zza komody, pierwsza asysta w kuchni, pierwsze przybiegnięcie na dźwięk otwieranej lodówki, pierwszy raz w łóżku, na kołdrze czy poduszce – jej dreptanie za mną krok w krok, jej przycupnieta sylwetka w kuchni gdy coś tam robię, przechylony łebek jakby chciała lepiej pojąć, zrozumieć, nauczyć się czegoś ode mnie....nie mogę się na nią napatrzeć, nazachwycać się nią.
Byłyśmy sobie pisane – i nie wiem dlaczego, z jakiego powodu musiała tyle lat spędzić w schronisku choć od dawna mogła być z nami, w domu.
A kotów obecnie mam sześć......