W nocy Ania:
- budziła mnie bawiąc się zabawką "dzwoneczkiem" pod łóżkiem
- skorzystała sobie z kuwety (Poker, żwirek jest boski, w zamknietym pokoju, z zamknietym oknem niestety, nic nie było czuć ani przez ułamek sekundy)
- wszystko zjadła z miseczki
- przyszła sobie do mnie do łóżka i grzałą mi stópki
Nad ranem już nie uciekała, tylko trącała łepkiem rękę, coby miziać.
Sara warowała pod drzwiami całą noc, choć miała przygotowane legowisko u stóp mojej człowieczej córeczki, a nawet została w ramach terapii wpuszczona do łóżka! Łożko, do tej pory szczyt szczęścia, okazało się mniej porządane, niż podglądanie przez szparę w drzwiach poczynań nowego lokatora....
Teraz szykuję się moralnie i psychicznie do kolejnej konfrontacji psa z kotem



Postaram się więc aż tak nie biadolić