ossett pisze:Biedne kluseczki! Oby dało się je wyrwać z tej okropnej piwnicy zanim zachorują.
Kiedyś ludzie nie kastrowali kotów i pozwalali im wychodzić. Starsi ludzie(nawet wykształceni i bardzo kulturalni) uważają, że to normalne.
Jest duże prawdopodobieństwo, że dziadek tych pań da się przekonać do pewnych działań dla dobra kotów. Jak się nimi zajmuje to znaczy, że je lubi i dużo w nim dobroci. Chociaż na pewno jest uparty i przekonanie go do czegokolwiek może być baaardzo trudne.
Tam i tak wolno-chodzące koty mają dość dobrze, tak na oko, nie prześladuje się ich. Największym ich wrogiem są różne mikroby i samochody ( i trucizny w szczurach na które polują). Długo nie żyją.
Strach pomyśleć ile kocich trupków leży w tych piwnicach i innych zakamarkach.
Chociaż słyszałam też plotki o ludziach jedzących koty, psy i gołębie...
No i pewnie niektórzy wierzą w leczniczą moc skórek tak jak pani Emilia Krakowska.
Bardzo różni ludzie tam mieszkają... Z drugiej strony nikt tam węży nie hoduje chyba.
Ale bardzo dużo jest psów-"morderców".
ossett, jak pomagałaś kotrmo w ramtych rejonach, to być moze wiesz o kogo chodzi
Beata mówiła mi, że jakieś półtora roku temu wraz z kicią_ próbowała namówić pana do kastarcji zwierząt, swoich podopiecznych - niestety bezskutecznie.