Co do szelek - jakos mi sie trafily dwa mutanty, ktore zakladania szelek nawet nie zauwazaja. Zwyczajnie, kupilam, zalozylam na Maotanga (bo wtedy tylko on z nami mieszkal), z dusza na ramieniu puscilam go swobodnie na pokoj... A on tylko przeciagnal sie, wskoczyl na fotel i ulozyl spac
Omutant podobnie. Tyle tylko, ze trudno go pozapinac przez "te kudly"
Za to juz spacerowanie z nimi rozni sie diametralnie. Mao od dziecka, yyy, od kocięcia byl kotkiem obserwujacym zycie zewnatrzne, a nie uczestniczacym w nim. Kiedy pare razy zachecalismy go do wyjscia z nami na balkon, posuwal sie krok po kroku niczym Indiana Jones w zakazanej swiątyni. A nuz znienacka wytoczy sie wielka kula?

Pewnego razu zamiast kuli na balkon obok wytoczyl sie sasiad (tez kociarz), i Maot trzymany na rekach uzywajac swoich wbudowanych na stałe czekanów* (*pazurzysk), potraktował mnie jako podreczne drzewko, z ktorego oddal iscie olimpijski skok do wnetrza mieszkania... Kwalifikowalam sie do szycia w kilku miejscach, ale TZ przy pomocy plastrow i bandaza ucharakteryzowal mnie na Ramzesa i nawet nie widac tak bardzo
Maotek po polnocy wychodzil z nami na spacer, kiedy jeszcze mieszkalismy na zatloczonym Ursynowie. W sumie to wychodzilismy my, a on podrozowal niesiony na rekach

Kiedys spotkalismy nawet kotka kolo koscielnego zwierzynca - Mao zaczal wabic go do siebie syrenim spiewem, ale kotek widac nie mial poczucia audiofonicznego smaku. Coz...
Ze spacerowych rzeczy to Zwisowi najbardziej pasowalo drzewo. Duze, rozlozyste i pokrecone drzewisko, o prawie poziomo biegnacych grubych konarach. Maotek postawiony na jednej z takich galezi stal na niej na bacznosc "wstawiajac zwierzyne", dopoki sie go nie odczepilo i nie zdjelo
Znacznie bardziej spacerowe okazalo sie byc Omu

Pisalam o naszej wyprawie w watku o chlopakach. Szkoda, ze ze wzgledu pogoda popsula sie - teraz czekamy na gruba sniezna poduche, napewno zabierzemy Omu w teren

Musi w koncu wyprobowac swoje slynne norweskie "buty sniezne" (kępki wlosow na spodzie lapek)
A co do wychodzenia kotow, to niestety - w polskich realiach to jest srednio mozliwe. Rasowy kot zostanie bezmyslnie zlapany (bo ladny), a kzady kot ma ogromne szanse wpasc pod samochod, spotkac psa, ktorego wlasciciel dla zabawy poszczuje, czy trafic na rozochoconych piwem mlodych "ludzi", czy wreszcie okrutne dzieciaki...
Jesli tylko warunki pozwalaja, najlepszym pomyslem bylaby woliera

W hodowli, z ktorej przywiozlam Omu, byl taki ogromny (kilkadziesiat metrow) przeszklony ogrod zimowy, z widokiem na prawdziwy ogrod. Kociska uwielbialy na nim przebywac, mialy tam drzewka i zabawki

Tylko w mysl zasady "kot zawsze jest po niewlasciwej stronie drzwi" czesto domagaly sie wpuszczania/wypuszczania do/z domu

No, ale bycie kocim oddzwiernym nie jest takie zle...
