Kacperek dziś czuje się zdecydowanie lepiej

. Już tak głośno nie oddycha i kicha z rzadka. Apetyt obecny.
Ciocia Wiedźma zarządziła kąpiel, na sucho, bo na sucho, ale kąpiel. Kacper został wypudrowany pachącym suchym szamponem dla kotów i z szaro - czarnego zrobił nam się szaro - szary, a potem było czesanie, czesanie, czesanie… i okazało się, że kot jest jednak znowu czarno - biały

(no jeszcze łapki po wewnętrznej stronie zażółcone od prób mycia zaświerzbionych uszu i zasmarkanego nosa, ale i to z czasem zejdzie). Wszystkim ablucjom u „zdziczałego i drapiącego” (wg L.)

kota towarzyszyło wielkie mruczenie.
Potem było troszkę mniej przyjemnie, bo ciotka wyczyściła i zakropliła uszy i jeszcze zastrzyk na koniec.
Nic jednak nie jest w stanie zniechęcić tego kota do człowieka. Baranki, mruczanki, mizianki, udeptywanie… zrobić mu zdjęcie to cud boski i skrzypce – on się wije, przewraca, wtyka nos w obiektyw, mizia się o wszystko i wszystkich, no masakra po prostu

.
Poniżej moje nieudolne próby sportretowania kota.
Uszy jak widać brudne – futerko posklejane od Oridermylu, na zdjęciu na rękach widać, że łapki ugniatają nawet w locie.
Ta jego wyliniała szyja w ogóle nie pasuje do reszty, bo, mimo, że Kacper stracił prawie połowę swojej wagi od momentu wydania go, to nadal w miarę wypełnione ciałko nijak nie pasuje do szczurzego pyszczka. I jak generalnie jest przeciwna utuczonym kotom, to jemu tłuszczyk prawdopodobnie uratował życie.


