Witajcie, witajcie, to znowu my!
Piszę z domu, podczas gdy Tiffany urządza gonitwy za Diorem... wygląda to na początek wielkiej miłości

Dzień przedwczorajszy był dniem w pewien sposób magicznym i odmieniającym wiele rzeczy.
We środę zaraz po pracy podjęliśmy decyzję (po konsultacji z weterynarzem), że kota trzeba "odetkać".
No więc nie debatując długo poszedłem grzać samochód, bo przecież nie wypada panu szlachetnemu wozić tyłek w zimnie.
Kiedy samochód był już ciepły zadzwoniłem do Nandini by zeszła z naszym milusińskim (pomóc nie mogłem gdyż nigdzie nie było miejsca by samochód zostawić więc czekałem gotów się przestawiać).
Kot o dziwo tym razem się rozmiauczał.
Po paru minutach dotarliśmy do weterynarza i to też nasz milusiński przyjął ze stoickim spokojem.
Kazał sobie tylko odsłonić ogrzewacz do transportera by mógł widzieć co sie dzieje dookoła i czekaliśmy.
Następnie zaproszono nas do gabinetu i nadal czekaliśmy i czekaliśmy... ruch na korytarzu jak na końcu 5 sezonu Housa a my nadal czekamy w tym gabinecie....
Nie wiem czy to perspektywa lewatywy kotecka czy też "cudny MARS" na czole naszego podopiecznego kota tak skutecznie sprawiał, że gabinet był w sposób naturalny niezauważalny... chociaż, nie, może nie tyle gabinet bo parę osób weszło by pobrać jakąś zawartość szuflad a następnie ignorując intruzów wyszło bez słowa...
Ogólnie to bawiła nas cała sytuacja poza tym, ze to nie nam miało być dobrze a NASZEMU KOTU.
...
Po jakimś czasie pojawił sie lekarz od zwierzaków co ciekawe akurat ten u którego szukałem wcześniej porady telefonicznej i tak to się zaczęło.
Było mierzenie temperatury -baaardzo mało przyjemne dla kota i chyba uchronił nas mój wzrost przed rozszarpaniem

Następnie subiektywny pomiar palcowy i podjęcie decyzji o lewatywie.... i tak też słuch o panu doktorze zaginął.
Ku naszemu wielkiemu szczęściu, kota pewnikiem też ale dopiero dzisiaj lub jutro zacznie w pełni doceniać szczęście jakie go spotkało, przybyła do nas pani doktor, która jako pierwsza w ogóle badała Diora u nas.
Jej werdykt był podobny -kota trzeba oczyścić, jednakże zabrała się do tego rzetelnie i fachowo.
Po badaniu stwierdziła, ze parę rzeczy jej się nie zgadza i mimo iż problem pozostaje taki sam to trzeba zweryfikować założenia.
To doprowadziło nas do RTG -śliszny kotecek z zewnątrz jest nie mniej piękny wewnątrz ale dzięki zdjęciu Pani zauważyła, zę 5 kilogramowy kot składa się z futerka i 5kg... zbędnego materiału w jelitach.
Wszystko ładnie pokazała i wytłumaczyła...
No i rozpoczęliśmy!
Muszę podjechać do pracy na trochę więc opiszę jak wrócę dalszy ciąg wydarzeń
