MariaD pisze:Napisze brutalnie prosto.
Chciałeś poparcia dla swoich metod "wychowawczych"? No, to się zawiedziesz. Nie tutaj.
Brutalnie prosto odpowiem.
Moje metody? Małe nadużycie. Maincoona nie uderzyłem ani razu, poza przypadkowym "wlezieniem" na niego po ciemku. Jednak jak widzę, dla Ciebie jestem już kocim faszystą, tak?
MariaD pisze:Widzisz jedno wyjście: bicie.
Gdyby tak było, nie przeczytałabyś tu ANI SŁOWA. Wlać umie każdy bez pytania Ciebie, czy kogokolwiek innego, o zdanie. Ja się nie znam, raz danie kotu w tyłek zadziałało, widziałem podobne metody u 3 innych osób - podkreślam, nie bicie, a klaps, czy jakkolwiek to nazwiesz, aerozol z wodą - więc zapytałem, wprost i bez owijania w bawełnę. Maincoona nie uderzyłem ani razu, poza przypadkowym "wlezieniem" na niego po ciemku.
Tylko żal, że kot rasy, która jest z natury łagodna i spolegliwa zostanie skrzywiony psychicznie przez człowieka, który biciem chce nakłonić go do posłuszeństwa.
Zostanie skrzywdzony... brawo, jasnowidz z Ciebie... Przeczytaj swoje słowa jeszcze raz i się zastanów, czy nie są krzywdzące dla człowieka.
A potem na forum jest wątek: kot wyrzucony bo agresywny. I ktoś inny, długo i cierpliwie będzie musiał Twoje błędy prostować, socjalizując kota na nowo.
Szkoda kota. I tyle.
Kot wyrzucony bo agresywny? A kto go wyrzuca?
Moje błędy? Jakie, przepraszam? Maincoona nie uderzyłem ani razu, poza przypadkowym "wlezieniem" na niego po ciemku. Czy moim błędem było to, że kot mnie podrapał po twarzy? A, wiem, rodziców nie powinienem odwiedzać

Albo nie iść do WC w nocy, hehe

Szkoda kota... no tak, ludzi nie szkoda, fakt...
Anulka111: to właśnie problem, że nie umiem unikać tego kota. No nie da się. Musiałbym ją zamknąć, a nie chciałem zamykać zwierzęcia w małym pokoju na parę dni. Ale w efekcie ona łazi po domu, usadawia się w różnych miejscach i potem się na nią nadziewam: a to pod stołem, a to za kanapą, a to na lodówce. Zwykle jest tak, że jej nie zauważę, dopóki się na mnie nie rzuci, albo nie prychnie, albo nie zacznie warczeć. W dodatku, jak to robi, to trudno się nie przestraszyć, tak normalnie, jak w ciszy nagle człowiek słyszy nagły dźwięk. Ciężko jest biegać po domu na palcach i przez cały czas miękko i cicho się przemieszczać i tonować głos. No nie da się! Zresztą nawet nie chcę...
Jestem zdania, że kot nie powinien atakować ludzi, którzy nie są wobec niego agresywni. I nie chodzi mi o stopniowe oswajanie zwierzęcia, ale o spokój chociażby gości. Albo bezpieczeństwo dzieci. Myślałem, że są na to konkretne sposoby behawioralne, ale jak widać - nie ma. Jedynie, czego się dowiedziałem, to że jestem ograniczony i prawie że bandyta

pozdr
W
PS Ciekawie było w zeszłe święta: w mieszkaniu musiał być drugi kot, też maincoon. Przemiłe stworzenie, łazi, mruczy, jest ciekawski, nie syczy, nie warczy, a miauczy. No kot taki po prostu

Ile ta kotka się na niego nawarczała, nasyczała...
PS2 KasiaD - Twoje pytanie to żart albo ironia, mam nadzieję?
PS3 Kocurro, naprawdę życzysz komuś trwałego uszkodzenia drugiego kolana celem zaprzyjaźnienia się z kotem? To niezbyt fortunne, ja tego nikomu nie życzę, nawet w żartach.