Oj
Janiu, no pewnie że Jurowianki gdzieś krążą - po prostu poszły na rekonesans po okolicy
Wczoraj spędziłyśmy z panią Anią upojny wieczór w lecznicy. Najpierw przegląd Słonka - miał być przegląd a pani doktor wymacała powiększone węzły chłonne

I zaleciła test na białaczkę. Wiadomo - panika w oczach. I do tego testy się skończyły...
Ale spać bym nie mogła. Zajechaliśmy wracając na białostoczek. Wynik ujemny

Jakby wyszedł na + to naprawdę byłoby niesprawiedliwe - nie dość że chore uszka i oczko to jeszcze białaczka. Ale jest ok.
Potem serwisowanie Gremlinów. Trwa to niestety strasznie długo, więc kolejka robi się kilometrowa. Ale bywa - nieśmiało zaczynam wierzyć, że może przeżyją. Choć nadal wyglądają paskudnie

Ania i Krzyś, których spotkaliśmy w poczekalni załamywali nad nimi dłonie....
Dziś rano prawie zamordowałam małego kotka. A mianowicie p.Danusia wyjechała i musiałam poserwisować karaluchy z jej łazienki. To pół godzinki przed pracą się wybrałam - sprzątnęłam, nakarmiłam, pocałowałam w czółko.
Już prawie kończyłam, gdy jeden paskud śmignał mi pod nogami - prosto do sypialni pod wieeeelkie łóżko. Tam zaczął mordowac piłeczkę nie przejmując się tym, że mi zostało 15 minut do zajęć

Genralnie to przemiły kić, ale nie miał zamiaru dać się złapać i uwięzić. Prośby i groźby nie skutkowały - zmusił mnie do pełzania pod łóżkiem w garsonce
Normalnie ryjek mu się śmiał jak na mnie patrzył...
Już wcale nie było śmiesznie gdy kocia chwila nieuwagi i złapałam go za tylnią łapeczkę. Ech, pokłóciliśmy się
Rano zadzwoniła p.Ania, że u Gremlinów pies dopadł jednego ze starszych kiciów. Pokiereszował go mocno. p.Ania kazała "opiekunce"jechać do lecznicy. Sądzicie że pojechała? Gdzie tam - dopiero wieczorem jak p.ania pojechała po Gremliny zabrała też biedaka. Kić miał już obniżona temperaturę i pomimo zażartej walki nie udało się go uratować.
wiecie, słów brak. Jak można przez cały dzień trzymać w kuchni umierającego zwierzaka i nie pojechać do lecznicy. Rozumiem, że można nie miec pieniędzy, samochodu itp. Ale przecież byłby na TOZ a baba miała w domu transporter Gremlinów. Poza tym póki co w mieście sa autobusy. Ręce opadają...
Wieczorkiem zawiozłam jednego z karaluchów jako towarzystwo dla Słonka. Ależ to się wojowniczy kot zrobił... Słonko z warczeniem i poszczekiwaniem natłukło biednego czarnulka. A taki miły kić był. Mam nadzieję, że dadzą Madzi jakoś przeżyć noc...
Dzwoniłam do babona z Białostoczku. Wiecie, ja niby nic nie wiem o kociakach, niby chcialam spytać co u niej słychać. Powiedziała, że umówiła już kocice na sterylizacje. ta... sprawdziłam - nikt jej nie widział w lecznicy. A jak powiedziałam, udając głupią, że strasznie się cieszę, bo za chwilę będą przecież następne kociaki. A ona - że na pewno nie, bo ona przecież kocic pilnuje
Ze spraw pozytywnych - wczoraj 1969 oddała jednego czarnulka, dziś Asia sprzedała dziś swoje kićki w pakiecie, pani Basia oddała swoje smoki.
Sporo osób dzwoni - dzięki wszystkim którzy wieszali ogłoszenia
