W kategorii telefonów w "sprawach różnych" ostatnie dwa dni są niepowtarzalne...
Wczoraj o 21 - pani, że kotek pod blokiem. nieduży. I pani "nie może bo ... to co zwykle + alergia" tłumaczę jej cierpliwie, że o 21 to ja naprawdę niewiele wykombinuję, bo normalnie myślący człowiek nie odbierze ode mnie telefonu o takiej porze, przeczuwając (trafnie zresztą

), że chcę go uszczęśliwić jakimś futrem.
Pani więc stwierdziła, że niech sobie pochodzi przez noc, jak się rano coś znajdzie to wtedy go poszuka

Ech..
Szałwia się zlitowała.
Ja natomiast byłam bezwzględna - pani pojechała do lecznicy, zapłaciła za przegląd. Kotek nieduży okazał się być dorosłą kotką

Ale za to miłą. Więc może jakoś to będzie.
Dziś rano - to dobre:
Pani chciałaby rudego kotka. Dobrze się składa, bo mamy na stanie dwa rude. Dalej niestety coraz ciekawiej - poprzedniego rudego zabił samochód (ok, ludzie czasem się uczą po czymś takim) Ale od słowa do słowa pani wyznała, że ma w domu 6 kociaków

Nieśmiało pytam - skąd? NO, moja koteczka się okociła

I czy nie chcielibyśmy się wymienić - rudego kotka za jej 6 kociaków

Pani zdziwiła się, że nie jestem entuzjastycznie nastawiona do jej propozycji

Jestem taka nieużyta...
Pani Bogusia się realizuje... Dziś była na Kawaleryjskiej. Są tam 2 kotki+Miot starszy - ok 3-4 mce- z 4 kociaków został jeden. Miot młodszy - 3 szutki ok 2 mce. Jakoś tam te kicie giną - pani mówiła, że trute. Ale równie dobrze może być nie leczony kk.
W każdym razie złowiła 3 sztuki. Pojechały się hodować u karmicielki. Kocice jakieś natomiast niechętne do wycinania macicy się trafiły. Ale panie bedą nad tym pracować.
Wieczorem zabrała mnie na foty do pewnego miłego psiutka (mieszka tam, gdzie kiedyś mieszkała moja Szczotka) Piesek cudny. Kassja robiła za obiekt do gryzienia a ja się realizowałam fotograficznie. Potem KRÓTKA sesyjka foto z wierzgającą szykretką vel Szyszką z Niewodnicy. Ech..jeszcze nie oglądałam tych zdjęć, ale nie wróżę sukcesów.
Pani Bogusia z Kassją pojechały do Fast łowić ostatniego chwastka z Fast...
W międzyczasie byłam u pani od Witosika. Witosik już znalazł dom, pani dostała natomiast 2 jego rodzeństwa. Rodzeństwo duuuże niestety i mocno strachliwe. Tak jakoś z duszą na ramieniu je wyciągnęłam z klatki (wiecie, NIE POWINNAM dać się pogryźć)
na szczęście stwory nieagresywane - oby tak zostało. Bo zastrzyki jeszcze na 4 dni...
Moje bulgoczące syfiątko chore

rano nawarczało na wszystkich, natłukło Dymka, zjadło i poszło spać. NO i spało i spało i spało.. około 14 doszłam do wniosku, że coś nie halo. Dobrze,że luby akurat był w domu to pojechał z nim do weta, zostawił Uli (Ula tkwiła tam z Janią i Jantosiem) potem dojechałam a on miał 41 stopni
Dostał leki, nawet surowicę. Po powrocie powtórnie natłukł Dymka, nawarczał na wszystkich i zaczął się bawić kulką. Prosiak mały. Jak można mnie tak straszyć???
Teraz, kiedy hormony mi szaleją? I to tak szaleją, że jak wczoraj pisałam tekst o porzuconym KONGO to sama chlipałam...
http://kotkowo.pl/index.php?option=com_ ... &Itemid=33