Dzwoniłam do Konesera. Miało być jakieś ogrzewane pomieszczenie no i cały czas obiecują, że będzie, tylko nie wiadomo kiedy. Chyba na świętego nigdy. Prosiłam o jakieś wsparcie na karmę, sytuaja jak wyżej. Chyba miałam zbyt wielkie nadzieje. Zastanawiam się czy nie powiedzieć im, że skoro najtrudniejsza praca przy stadzie została załatwiona to może karmieniem sami by się już zajęli. W końcu są gospodarzami terenu i ich obowiązkiem jest zająć się kotami. Jak myślicie, pewnie głupio myslę? Szkoda zostawiać kotów na ich łaskę i niełaskę? W końcu przez tyle czasu nikt się nimi nie zaiteresował, a chyba co najmniej co trzeci pracownik ma w domu własne koty lub psy.
Sorry, ale tak mnie jakoś naszło na przemyślenia
A jeszcze jedno. Ten pan, który wcześniej pobierał karmę na koneserowce kiedyś tam pracował.