» Pt gru 25, 2009 23:57
Re: Widzę, czuję. Mam duszę i serce. Nas kotów jest wiele. POMÓŻ
Witam Dziewczyny.
Chciałam troszkę Wam napisać o naszych wczorajszych Wigilijnych Kociaczkach. Zacznę może od tego, że w czasie gdy większość ludzi zasiadała do Wigilijnego stołu, ja szłam wczoraj z Wigilią do naszych kociaczków. Wokół pięknie przystrojone choinki, okna, drzewa przed domkami jednorodzinnymi. Na ulicach prawie pusto. Smutno mi trochę było, że moje okna w tym roku takie blade i niekolorowe. Że w sercu smutek, wielki żal. Że w domu Mąż czekający aż skończę kociaczkowy obchód, no i jeszcze wspólny wyjazd do kociaczków na działkę. Smutno....bo nie ma Taty który zwykle gotował bigos.
Patrzyłam sobie więc w te okna, w migoczące ozdoby okienne i pięknie świecące choinki w mieszkaniach. Na ten błogi spokój na ulicach i na kociaczki, które oczywiście czekały. A nawet...niektóre opuściły swoje stanowiska i wyszły mi na powitanie. Gacuś mnie zaskoczył, bo tuż przed moim przyjściem przytargał ze śmietnika porcję rosołową. Jednak bez zastanowienia, zostawił rozciągniętego na śniegu kuraka i poleciał do miseczek na ciepły gotowany posiłek.
Nie pojawił się Maciuś, a kicia Bąbelek była mocno zaspana i wynurzyła sie do mnie ze swojej komórki, po czym z wielką radoscią rzuciła się na suche RC, które jej przyniosłam. Róża wyszła na spacerek do miasta i kiedy przyszłam z jedzonkiem zastałam samego Milka. Miłek zmężniał ostatnio okrutnie. Zrobil się duzy i wypasiony na maksa. Nawet nie wiem kiedy on tak nabrał tego ciała? Jest wielki. Podobnie jak Stefanek. No i oczywiście Boni. Szłam tak sobie do kociaków słyszac gdzie nie gdzie kolędy Wigilijne a gdzie nie gdzie odgłosy tych co juz dawno po Wigilii byli i Swiętowali inaczej. Dotarłam do tych wszystkich kocich miejsc, gdzie w niektórych z nich kociaków wczoraj wcale nie było i sobie pomyślałam, że pewnie też gdzieś sie zmowiły i składaja sobie kocie życzenia. Boguś ze Stelcią opanowały juz całkowicie kocia budkę. Boguś spi na dole, Stelcia wybrała pięterko. Pierwszy w budce zamieszkał Boguś. Pewnie to nie to samo co piwnica, bo brak rury grzejniczej, ale z braku innych możliwości chyba uznał, że dobre i to. Natomiast dzis pierwszy raz widziałam Stelcię wychodzącą z budki, no i przeciagała się po wyjściu, więc chyba nie jest źle? Wczoraj do kolacji zasiedliśmy z Mężem około 21.00, więc chyba później niż wszyscy, jednak z czystym sumieniem nakarmionych wszystkich kociaczków w stadzie.
Wczoraj było dość ciepło, odwilż nadal trwa. Dziś pierwszy raz wyruszyłam rowerem i ulga była wielka, choć miejscami bardzo ślisko. Tak to teraz wygląda w wielu miejscach, że pod taflą roztopionej wody jest lód więc ślisko podwójnie i trzeba uważać. O ile do Tęczy jakoś spokojnie dojechałam, o tyle droga dojazdowa do moich działek była cała oblodzona. Mąż miał w domu kilka spraw do zrobienia a mi, kociakom rozjeżdżały się nogi. Rowerowi oczywiście koła. No było zabawnie. Nagrzałam kociakom w altance. Negrita starym sposobem pod koniec mojego pobytu okopała sie w koc, czyli zrobila tzw. tunel pod kocem i zawineła się do spania. No teraz to ma ciepełko jak sobie nagrzeje bo położyłam na kołdrę jeszcze pierzynkę. Na to dopiero koc i drugi koc. Negrita wchodzi sobie pod ten koc zewnętrzny i zwylke mosci gniazdo. Pamietam w ubiegłym roku taką zabawną sytuację. Było bardzo zimno. Mróz trzaskający. Przyjeżdzam, a żaden kociak na mnie nie czeka. Wchodzę do altanki, a tam kilka kociakow na jednym kocu siedzi. Myśle co jest i przypomniałam sobie, że nie wyłączyłam dnia poprzedniego bezpiecznika. No a kociaki skorzystały bo grzaly sie cała noc i dzień na kocyku elektycznym. No i dlatego nie wyszły do mnie, tylko siedziały wszystkie w środku. Kocyk był okupowany na maksa.
W tym tygodniu, bo zmieniły się trochę plany u Męża w pracy, postaramy sie o jakieś koce z hurtowni dla kociaków. Mamy obiecane po Swiętach. Niestety przed Swiętami wpadło nam tylko kilka sztuk, więc bardzo liczymy na te koce, bo są teraz bardzo potrzebne. Zuzia wczoraj dopadła rownież do RC. Jadła tak głosno i z takim zapałem, ze aż przyjemnie było posłuchać. Dwa tygodnie temu Czaruś w końcu sprowadzil sie na stale na działkę. Bardzo mnie to cieszy, bo teraz ma okazję codzień pogrzać sie przy piecyku. Zwykle jak zje to siada przed piecykiem i przeprowadza gruntowne czyszczenie futerka. Tak jej uwalał na tej drodze od tych swoich nieustajacych koziolków na mój widok, że pewnie jeszcze czasu minie zanim jakos je doprowadzi do ładu. Kotki na Tęczy jakby odetchneły z wielką ulgą, że pogoda sie poprawila. Znalazła sie koteczka, której nie było przez dwa dni. Przyszła cała, zdrowa choc niespecjalnie głodna. Nadal jednak nie ma zaginionych kocurkow i kotki z astmą. Nie mam na razie bezpośredniego kontaktu z karmicielką i rozmawiamy jedynie telefonicznie. Nie znalazła żadnego ciałka. Pozostałe kociaki nie sprawiają wrażenia zalęknionych jak wcześniej, choć tego do końca nie jestem pewna. Zauwazyłam natomiast, że czasem baraszkują miedzy sobą i zachowuja sie figlarnie prowokując wzajemnie do zabawy. Obecnie wiodącym kocurkiem na Tęczy po Olusiu, który zaginął, jest Martin. Jest dosć mocno terytorialny i Juniorek sie go boi. Juniorek przytył sporo ostatnio i nabrał sporo ciałka. To juz nie ten sam kociak co był. Teraz pozwala mi sie nawet pogłaskać jak ma dobry humor. Pieknie je razem z siostrami Stokrotki i Sonią, która teraz często je w poblizu. Oczywiście Sonia to indywidualistka i musi jeść osobno i miec podane osobno. Najchętniej dobra suchą karmę. Sonia jadła w zgodzie tylko z jedną kotką. Tą kotką była Tosia... Tylko z nią Sonia potrafiła sie ganiać, bawić i przekomarzac. Teraz budzi respekt wśród mlodszych kotek. Tereska wita sie radośnie i nawet pozwala pogłaskać. Dystans trzyma nadal Martinek, biało-szara kicia no i oczywiscie Frania, która owszem biegnie do mnie z wielkim zapałem, ale żeby zaczęła jeść ja musze opuścić rejon jej miseczki. No cóż, może jeszcze potrzebuje czasu. Reszta kociaków ma dosć duże zaufanie do mnie i pozwalaja na głaski przy posiłku.
No to tyle wiadomości na dzisiaj.
Pozdrawiam Was Serdecznie Dziewczyny.
