Przed chwilą rozmawiałam z nową opiekunką Miaukotka.
Wczoraj wieczorem kot schował się za wersalką. Rano był urobek w kuwecie, ale nie było kota - Miau-kot wirtualny. Ale powoli, powoli, kotek zaczął odwiedzać miseczki, znowu kuwetkę, znowu miseczki... Do pani jeszcze sam nie przychodzi, ale myślę, że to kwestia czasu - nie ma przecież jeszcze nawet doby odkąd kocio trafił do nowego dla siebie domu.
A wczoraj u Basi na strychu było tak: kontenerek koci stał na podłodze, pani oglądała koty i zupełnie nie mogła się zdecydować. Do kontenerka załadował się Rudy Piernik - pani nic. Po jakimś czasie wyszedł i na jego miejsce wszedł Albiś - pani nic, zero reakcji. Po jakimś czasie Albiś wyszedł i do kontenerka zapakował się Miaukotek. A pani na to: O, sam wszedł! Jak już wszedł, to go zabierzmy.
Poprzedni kot tej pani był cały czarny i miał na imię Wacek. Żyli sobie zgodnie razem ponad 15 lat. I pytam ją dziś: A jak kotek będzie miał na imię? A ona na to: Wacuś!
Chyba Miaukotkowi-Wacusiowi było to pisane.
