To nie szumne zapowiedzi, a fakt. Czterostronicowa kolorowa ulotka formatu A4 powstała, co najmniej kilkanaście egzemplarzy jest stale na kociarni. Ja wręczam ją niemal każdej osobie, która przychodzi po kota. I gadam, do upadłego, bo temat zabezpieczania okien to moja idea fix. Ile do kogo dotrze - nie wiem.
Przykro mi się zrobiło gdy przeczytałam posty Genowefy i Karoluch. Bardzo.
Nie dlatego, że uważam, że robimy wszystko super-hiper i że mamy status świętych krów, którym nie można zwrócić uwagi na coś, co wg wytykających wytknięcia wymaga. Chętnie posłucham życzliwych i konstruktywnych rad, co robić lepiej i jak zmienić to, co nie funkcjonuje idealnie.
Jednak gdy czytam wpisy podszyte złośliwością i widoczną personalną niechęcią, a pretekstem jest dobro zwierząt, to wcale nie odnoszę wrażenia, że ktoś chce nam coś doradzić czy pomóc. Dobrą radę płynącą z serca zawsze przyjmiemy chętnie - tak myślę.
"Dowalanie" przyjmuję z mieszanymi uczuciami

.
No nic, robimy swoje, tak jak potrafimy najlepiej. I z otwartymi ramionami przyjmiemy tych, którzy chcą nam pomóc, najlepiej pomóc na miejscu, w schronisku.
Byłam dzisiaj w schronisku i po pierwsze:
dziękuję CoolCaty, że przełożyła Kajtka i Kubę do klatki dzięki czemu chłopaki byli "na widoku" i łatwiej było je wypatrzyć ew. chętnym. Zabunkrowane pod łóżkiem w jedynce miałyby raczej marne szanse wpaść komuś w oko.
W tygodniu do swojego domu pojechał Kubuś - adoptowała go znajoma pani Asi z osiedla. Nie zniechęciła jej nieufność kicia, obiecała, że zadba o niego i wierzy, że się w pełni oswoi. Ja też, bo w mojej ocenie to kot, który w kochającym, troskliwym domu szybko zaufa.
Drugi z braci, Kajtuś, do swojego domku pojechał dziś. Adoptowała go młoda para, mają już czteromiesięczną koteczkę, szukali dla niej towarzystwa. Zostali poddana drobiazgowej inwigilacji (tak, była też mowa o oknach i ich zabezpieczaniu, gdyby ktoś chciał wiedzieć) i ku mojemu zdziwieniu - bo nie wygladali na pierwszy rzut oka na szczególnie zorientowanych - wykazali się, a zwłaszcza pan, sporo większą niż przeciętna wiedzą na temat pielęgnacji kota, kocich dolegliwości, leczenia itp. iło mnie to ujęło. Okien raczej nie zabezpieczą, ale twierdzą, że otwierają tylko górne części (to kamienica i okna są bardzo wysokie) i będą uważać. Wymieniliśmy się telefonami, na pewno będę się dopytywać, co u Kajtka słychać.
Druga i ostatnia adopcja dzisiaj to adopcja kicia zwanego roboczo Filusiem

Krzysiowego ulubieńca

Krzysiek nosił grubaska, a przytulał, a miział, no para zakochanych
No i przyjechali Państwo - cała rodzinka w komplecie, czyli to, co lubię najbardziej, bo to znaczy, że to wspólna decyzja i wszyscy chcą razem
wybrać nowego domownika

Tata, mama i dwie córy na oko 16 i 19 lat.
Do gapowatego i leniwego 11-letniego psa, żółwi i dwóch koszatniczek postanowili dołączyć kociego domownika. Wyobrazili sobie, że najlepszy będzie młodzian, co to "go sobie wychowają od małego, a on się lepiej zaaklimatyzuje"

. W schronisku nie ma ani jednego małego kota, więc w pierwszym momencie wzięłam od nich numer telefonu, żeby ew. takowego spróbować poszukać albo u Ani CC w lecznicy albo u Joli_buk czy Annskr. Ale ponieważ w trakcie rozmowy widać było coraz wyraźniej, że to bardzo fajni ludzie postanowiłam powalczyć

Najkrócej mówiąc daliśmy z siebie z Krzyśkiem wszystko w temacie "o wyższości kota dorosłego nad rozwydrzonym młodzianem"

. Poważnie mówiąc dłuuugo gadaliśmy i była to naprawdę fajna rozmowa, bo ludzie bardzo sensowni, otwarci, rozumni. Obiecali zabezpieczyć otwierane często na oścież okno (pozostałe tylko uchylnie, mieszkają na parterze, więc nie otwierają) i myślę, że nie były to tylko czcze obietnice. Nawiasem mówiąc starsza córka jest od 4 lat wolontariuszką w jednej z lecznic weterynaryjnych.
No i do ich domu pojechał (oceniony na dzisięcioletniego) Filek
Jestem przekonana, że będzie miał tam super, klocek przytulasty:D Już czekając przed gabinetem dziewczyny niemal wyrywały sobie kota do trzymania i przytulania mimo, że swoje waży

Zagłaszczą go na amen
Wzięłam numer telefonu od młodej pary, która szuka kilkumiesięcznego kotka, jeśli Aniu masz w lecznicy jakieś kociaki szukające domu to skontaktuję ich z Tobą.
Z kolei dwie panie - mama z dorosłą córką wymarzyły sobie młodą (od kilku miesięcy do roku) koteczkę białą lub czarną. Piały nad Amandą, że taka właśnie kicia im się marzy. Robiły nienajgorsze wrażenie, więc jeśli ktoś słyszał o koteczce w takim wieku i o takim umaszczeniu to chętnie skontaktuję.
Zrobiłam fotki i chcę zrobić opis niewidomej Dolores (nr 108 zdaje się).
Aniu, gdybyś może była jutro, zerknij na nią, proszę czy wg Ciebie ona całkiem nie widzi. Kamilka ją oglądała "z grubsza", wg niej chyba jest zupełnie niewidoma. Jest prześliczna i zadziwiająco (jak na jej kalectwo i sytuację, w jakiej się znalazła) spokojna i ufna. Cudeńko. Niestety, ma już co najmniej 10 lat, ale może komuś nie będzie to przeszkadzało.
Opiszę też Marcysia (wyglada zupełnie jak Marcysia Elfridy, jest niesamowite podobieństwo między nimi, klon niemalże

)
Nie udało mi się wszystkich kociastych odwiedzić, ale spędziłam dłuższą chwilkę u tego kotunia, CC pisała o nim ostatnio:
Jest przemiły. Nie wiem, co to za zmiana na szyi, grzyb ? Kacper, który pojechał do Warszawy rok temu też tak przeokropnie wygladał z powodu grzyba, potem pięknie odrósł. Mam nadzieję, że i ten kocinek niedługo będzie śliczny.
W klatce na kociarni jest delikatny czarnulek/czarnulka ? z łapkami ogolonymi jak po wenflonie, delikatny i miły, choć trochę się boi. Warto byłoby mu zrobić opis, ja już nie zdążyłam zrobić fotek ani niczego się o nim dowiedzieć.