galla pisze:Jana, a może chłopakom krople Bacha dawać? To można dawać w jedzeniu, więc nie ma obawy, że trzeba łapać.
Może, nie wiem.
Generalnie dziś był dramat.
Najpierw łapanie Świerczka - ganianie po całym mieszkaniu w kółeczko, zamknęłam sypialnię i zastawiłam dziurę w drzwiach, więc ganianie było już tylko pokój - kuchnia. Świerczek w końcu wskoczył na parapet w kuchni, zdybałam go tam, podchodzę - a on nie zwiał, tylko położył płasko uszy i patrząc na mnie okrągłymi ze strachu oczami zaczął okropnie płakać

Wydawał z siebie tak straszne dźwięki, że mnie sparaliżowało. Wzięłam go w końcu na ręce, przytuliłam, wygłaskałam - a on sztywny ze strachu

Dałam mu antybiotyk, krople do oczu, tym razem na przytulanie i jakoś to poszło. Potem jeszcze potrzymałam Świerczka na kolanach, głaskałam, aż zaczął wreszcie mruczeć. Poryczałam się prawie
Teraz jest odrobinkę lepiej, Świerczek już dwa razy dał mi się pogłaskać, nie wieje już tak strasznie.
Za to z Iglakiem tragedia, siedzi pod narożnikiem i sapie
Antybiotyk i krople poszły nieźle, za to później koszmar - przygotowałam mu inhalację, ale kiedy wzięłam go na ręce, poczułam, że jest rozpalony

Musiałam wyjąć termometr, Iglak zdołał się uwolnić z moich objęć, no i zaczęła się jazda

Ganianie gorsze niż za Świerczkiem. Podrapał mnie, podrapał TŻa. W końcu udało mi się złapać Iglaka za kark, TŻ wziął go na kanapę, nakrył kocem, ja zmierzyłam temperaturę (pocieszam się tylko, że do tych 41 stopni dołożył się stres). No i zastrzyk, na szczęście tolfa, więc nie boli. Z inhalacji zrezygnowałam, żeby Iglaka nie przegrzać bez sensu.
Chyba czeka nas jutro wypad do lecznicy
