behemotka pisze:Zofia&Sasza pisze:Z całej tej uroczej dyskusji wynika dla mnie jedno - bardzo wiele osób, z różnych zresztą "opcji" - nadzwyczaj energicznie sprzeciwia się wprowadzeniu jakichkolwiek bardziej szczegółowych przepisów normujących sytuację zwierząt towarzyszących. A przecież wiadomo dość powszechnie, że wprowadzenie takich regulacji w przypadku zwierząt gospodarskich poprawiło ich los. Ja nie twierdzę naturalnie, że życie krów, świń czy koni to idylla - jestem od tego jak najdalsza. Ale w porównaniu z tym co było 10-15 lat temu zmiana jest.
Powtórzę raz jeszcze: te przepisy JUŻ SĄ.
Z ustawy o ochronie zwierząt:
Art. 5.
Każde zwierze wymaga humanitarnego traktowania.
Art. 6.
1. Nieuzasadnione lub niehumanitarne zabijanie zwierząt oraz znęcanie się nad nimi jest zabronione.
2. Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności:(...)
10) utrzymywanie zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania, w tym utrzymywanie ich w stanie rażącego niechlujstwaoraz w pomieszczeniach albo klatkach uniemożliwiających im zachowanie naturalnej pozycji,(...)
12) stosowanie okrutnych metod w chowie lub hodowli zwierząt,(...)
14) trzymanie zwierząt na uwięzi, która powoduje u nich uszkodzenie ciała lub cierpienie oraz nie zapewnia możliwości niezbędnego ruchu,(...)
Art. 9.
1. Kto utrzymuje zwierzę domowe, ma obowiązek zapewnić mu pomieszczenie chroniące je przed zimnem, upałami i opadami atmosferycznymi, z dostępem do światła dziennego, umożliwiające swobodną zmianę pozycji ciała, odpowiednią karmę i stały dostęp do wody.Przestrzeganie przytoczonych zapisów umożliwia skuteczną walkę ze skutkami zbieractwa.
Natomiast jestem jak najbardziej przeciwna:
1) Wprowadzaniu nowych przepisów w temacie, w którym te już istniejące NIE SĄ PRZESTRZEGANE i nie ma realnego pomysłu na to, by zaczęły być egzekwowane.
2) Wprowadzaniu przepisów, które, wnioskując z dotychczasowej praktyki, bardziej zaszkodzą niż pomogą.
3) Wiązaniu przepisami każdej dziedziny życia.
Naprawdę nie kumam. Sytuacja na dziś jest następująca: istnieją odpowiednie prawne instrumenty służące ochronie zwierząt - obowiązek opieki nałożony na każdą gminę, schroniska, Inspektorat Weterynarii, w razie nadużyć policja, prokuratura, sąd. I te instrumenty NIE DZIAŁAJĄ (tj. czasem owszem, natomiast w skali generalnej marnie). To, co sprawdza się najlepiej i co ratuje najwięcej kocich żyć - to pojedynczy ludzie, działający w szarej strefie, a czasem wprost sprzecznie z prawem.
Z czego wyprowadzono wniosek: Należy to, co obecnie działa (DT), obwarować przepisami, czyli zbliżyć do tego, co nie działa (schrony).

No nie pojmuję tego rozumowania. Staram się, naprawdę, ale nie pojmuję.
Zofia&Sasza pisze:Wspominam też pewną interwencję: kilkanaście psów, jedne na łańcuchach, wychudzone, w ciemnej komórce nieomal łyse szkielety, jeden z olbrzymim wrzodem na główce - masakra. A wet powiatowy idzie w zaparte. Co go postawiło do pionu? Odkrycie w tejże komórce bez okien krowiny z kolczykiem w uchu. I uwaga, że zgodnie z przepisami powinno być 40 luksów, a jest... zero. Zadziałały te "sztywne, nieludzkie" przepisy.
W końcu jeśli ktoś zapewnia zwierzętom należyte warunki, to nie powinien się obawiać ani przepisów, ani ew. nadzoru? W innych krajach jakoś to działa.
Gdyby wszystkie przepisy były mądre, tworzone przez ludzi, którym zależy na zwierzętach i którzy zarazem mają pojęcie o realiach - niewątpliwie miałabyś rację.
Kto jak kto, ale Ty chyba wiesz zbyt dużo o realiach ochrony praw zwierząt w Polsce, by tak radośnie zawierzać ustawodawcom. Przykład?
Art. 11 obowiązującej ustawy:
11.3 Wyłapywanie bezdomnych zwierząt oraz rozstrzyganie o dalszym postępowaniu z nimi może odbywać się wyłącznie na mocy uchwały właściwej rady gminy, podjętej po uzgodnieniu z państwowym lekarzem weterynarii działającym na podstawie odrębnych przepisów oraz po zasięgnięciu opinii upoważnionego przedstawiciela Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce lub innej organizacji społecznej o podobnym statutowym celu działania.W świetle powyższego samodzielne wyłapywanie dzików na sterylki JEST NIELEGALNE. To chyba w pewnym stopniu ilustruje, że nie możemy polegać wyłącznie na przepisach

Marzenia11 pisze:Zofia&Sasza - dla mnie problem i różnica między pomaganiem kotom a posiadaniem zwierząt gospodarskich tkwi w tym, że własciciel zwierzęcia gospodarskiego nie będzie nidgy w sytuacji znalezienia umierającej bądź ciężko chorej/po wypadku krowy na ulicy - i nie będzie miał dylematu co z nią zrobić.
Jestem za przepisami, ale mam też wątpliwości - czy to co one dadzą w porównaniu z tym co zabiorą wyjdzie na korzyść kotom? Ja nie wiem.
Mam te same wątpliwości. Bez trudu potrafię sobie wyobrazić sytuację sporządzenia odpowiedniego limitu. Powiedzmy... Jeden kot na metr kwadratowy. To całkiem realne - biorąc pod uwagę wymagany kurometraż w jak najbardziej legalnych masowych fermach, minimalne rozmiary boksu świni, krowy czy konia.
A co dadzą w zamian?