» Nie gru 23, 2007 11:20
Rudy bez zmian, tyle, że przestała mu krew z tyłka lecieć. W nocy sikał, nie wiem czemu akurat na moją kołdrę... Rano leżał koło misek, we własnych wymiocinach...
Maciek nie daje mu szans na poprawę. Jadę do niego, znieczulimy go i otworzymy jednak. Prawdopodobnie nie przeżyje nawet nieczulenia, a jeśli nawet - zapewne ma zmienione narządy. Jest mikroskopijna szansa, że to jednak coś operacyjnego i że się uda. Procent? nie, chyba promil. Ale spróbuję.
Czy ktoś mógłby mnie z nim zawieźć za ok. półtorej godziny do Boliłapki? wrócę pewnie sama, metrem, a gdyby stał się cud to postawię sobie taryfę, więc nie musiałbyś kochany ktosiu na mnie czekać i oglądać moich łez...