Siostra Prezes ma poziom adrenaliny godny nie wiem kogo!!
Przed chwilą skończyłam kilkugodzinną łapankę kota!
Kuzynka przyszła do nas pokazać kicie. Transporter gówno... O czym jej powiedziałam, gdy wychodziła. Prosiłam aby uważała. I co? Przybiegła z wiadomością, że Ryśka uciekła!!
To na szczęście kilka bloków dalej. Parking. Kot wlazł pod maskę auta. I ani Boże daj żeby wyszedł. Jak wyszedł to biegał spod auta po auto. Szukałam właściciela. Cuda na kiju. Kuzynka do niczego. A ja się czołgałam po chodniku. W końcu ludzie z bloku widzący przez okno zaczęli mnie naprowadzać pod którym autem aktualnie jest kot. Już byłą metr ode mnie a ja nie mogłam jej złapać. Troszkę pomógł mi czarny kotek, który przyszedł zwabiony chrobotaniem torebki z chrupkami. Ryśka chciała go upolować. A on usiadł przy mnie. Nie przyszła maupa. Dopiero za drugim razem podeszła na tyle blisko, że udało mi się chwycić. Nie spodziewała się tego i chciała mnie capnąć! Ale się nie dałam.
Kot złapany i bezpieczny.
Ja... Rozdygotana.
A mój mąż co powiedział?
Że Kto jak kto, ale Siostra Prezes kota musiała złapać, bo innego wyjścia nie było.
Akcja ta obfitowała w liczne ciekawe szczegóły, ale nie mam sił by to opisać. Mam wrażenie, ze przepytałam pół osiedla na okoliczność znalezienia właściciela białego VW kombi
