Wreszcie kończy się ten ciężki dzień.
W niedzielę wieczorem popsuł się wenflon u Nikusia, a wczoraj nie udało się koło nas założyć nowego.
Dopiero dzisiaj nasi weci jakoś założyli nowy w tylną łapkę.
Zrobiliśmy badania i nawet wyszły całkiem nienajgorsze.
Badania miały też małe Kleszczyki i w sumie też za bardzo nie ma się do czego przyczepić.
A wciąż jedzą byle jak i nie przybierają na wadze.
Porządnie odrobaczamy maluszki, bo może to w tym jednak tkwi problem.
Po powrocie do domu kroplówka przez chwilę pociekła i...d..pa
Z powrotem na Ursynów i Niki dostał kolejny wenflon w ostatnią czynną jeszcze łapinkę, też niestety tylną.
W domu wlałam w niego całą dobową porcję w trzech ratach, wolno to idzie, a Niki bardzo się kręci.
Te tylne łapki bardzo go bolą, ale w przednich są już takie zrosty, że nici z wenflonu, nawet krwi pobrać nie da rady.
Zastanawiam się co będzie rano, czy wenflon zadziała.
Na dodatek wieczorem zaczęła wymiotować Malinka.
Chwilę temu musiałam jej dać p/wymiotny, ucieka teraz przede mną
Jakoś gorzej też od rana je Teffi
A, i jeszcze przy pobraniu krwi udziabał mnie w poduszkę pod kciukiem mały Kleszczyk.
Robię co mogę, żeby było ok, ale łapa mi puchnie.
I tak dobrze, że lewa.