



oto nietoperz, biedak, niestety został wypuszczony do lasu, z otwartym złamaniem skrzydła i kością na wierzchu, a dowiedziałam się tego w następny dzień jeszcze w lepszy sposób: jadę 23.30 do domu rowerem ulicą i patrzę, oczom nie wierzę, leży na środku ulicy duży ptak, no to ja z roweru i do ptaka, a to kaczka cyraneczka, coś miała ze skrzydłami czy ze skrzydłem, no to ja ją złapałam, ale ledwie tak szybko dreptała, no i miałam mały kartonik, to wsadziłam ją i zadzwoniłam po eco patrol, szumnie zwany, kaczuszkę głaskałam po łebku cieplutkim i uspała się bidulka, ale za kwadrans przyjechali i im ją przekazałam żeby zawieźli do lecznicy, no i mówię o nietoperzu, a oni na to, że to oni go zabierali, no i pytam do jakiej kliniki itd, starszy gość się zmieszał, i mówi, że ....no wypuścili do lasu i poleciał

młodszy przytaknął, że poleciał, no tak bardzo zabawne, no ale nic wzięli kaczuszkę i obiecali zawieźć na pogotowie weterynaryjne, no i dzwonię wczoraj z pytaniem co z kaczką, facet mówi, że ....wypuścili do rzeki, taka to jest pomoc, i zasra....eco patrol
Chodzę do dziadków, Grubcio je leczniczą karmę, codziennie grzecznie łyka tabletkę, Misia po kuracji antybiotykowej odzyskała głos

smaruję jej pyszczek i jest bez porównania, Senior z odrapaną szyją kręcił się dziś koło mnie, łasił się, chyba chciał, żeby go wykąpać

muszę pojechać do dr, po antybiotyk w zastrzyku dla Mikrusa i maść dla Seniora, bo to jednak rana, a wet który był i wziął za wizytę 85 zł

dał babci tylko 8 spotów na pchły....
w pracy w dalszym ciągu nie ma kici czarno białej i jednego czarnego z uciętym ogonem, jest to niemożliwe, żeby dwa tygodnie nie było tych kotów, mam złe przeczucia, jeśli coś się stało, oby tylko nie cierpiały, codziennie jeżdżę rowerem, ale ani śladu, pozostałe koty przychodzą, na apetyt nie narzekają....
Złootoki, siostra jego i Iskierka od tygodnia już nie przychodzą do dziadków, więc codziennie im stawię jedzenie,
koleżanka dziś zakraplała naszemu bezdomnemu psiakowi spot na pchły i kleszcze, ale się wyrwał, pojadę i razem to zrobimy, suczce się udało, z kolei znajomi z pracy mówili, że widzą jak przychodzi po południu pod pracę, ale jak ja wychodzę to go nie ma, je więc raz dziennie, muszę mu zrobić miejsce do karmienia i innym pieskom, ale na razie przeklęta budowa jeszcze trwa, i myślę że przez tę budowę nie ma naszych kotów...
Patrycja dzięki serdeczne, wiem że nas podczytujesz,
Basiu dzięki, już powiedziałam babci, że przyjdzie paczka od Ciebie, to się ucieszyła, ostatnio wydała trochę na te leczenie kotów, no a dziadek nie kupi ani jednej puszki, taki skąpy jest, jak wątroba się zepsuje w upał, to nic nie dostaną jak nie zjedzą tej ohydnej wątroby, choćby nawet miały zwracać niestety,
dziś zaniosłam im pudło saszetek i osobiście będę im dawać, babcia zapomina, że w ogóle są, jak kąpałam koty i czyściłam ze świerzba, to zrobiłam remanent w pudle po Księciu, pieluchy posikane, i dużo innych, więc bez pomocy się niestety nie obędzie...