O, jak miło ze ktoś tu jeszcze zagląda! 

 Sprawy mają się obec nie tak: mam już w domu trzy szalone i niestety zaświerzbione kociska. Znalezniony maluch Foczuś od samego początku poczuł się w nowym miejscu jak u siebie, od razu po wypuszczeniu z transporterka szalał po całym mieszkaniu 

 Bridget i Tikru byli mocno zszokowani tym nowym stworem i groźnie powarkiwali, na szczęście były to jedyne objawy nieprzychylności. Dzieciaki szybko znalazły wspólny język i już następnego dnia z radością ganiały sie po całym mieszkaniu, gryzły, lizały i spały razem 

 Tikru czasami podłącza się pod te zabawy, ale raczej trzyma się na uboczu i pokazuje dzieciarni jak się powinien zachowywać "prawdziwy" kot 

 Niestety od kilku dni leczymy świerzbowca, który zaatakował cały trzypak 

 Wpuszczanie maści do uszu Tikru, któy zdecydowanie nie chce współpracować, to prawdziwy koszmar  

 No ale co zrobić...  Dla porządku jeszcze dwa słowa o pierwszym etapie dokocenia, czyli przywiezieniu do domu Bridget (nadal nie ma jeszcze innego "domowego" imienia). Początki były srednie, mała okropnie bała sie Tikru i dwa pierwsze dni syczała jak tylko pojawiał się na horyzoncie. Na szczęście nie atakował i nie trzeba ich było rozdzielać. Tikru natomiast odmwiał jedzenia razem z małą, tzn. mógł jeść w tym samym pomieszczeniu i czasie, ale musiał mieć miskę postawioną gdzieś wyżej, np. na szafce, inaczej wąchał jedzenie i odchodził. Ale już po kilku dniach sytuacja się unormowała, tzn. dziwactwa jedzeniowe Tikru zostały, ale koty zaczeły się razem bawić i wspólnie spać 

 KalmAid był tu bardzo pomocny, zwłaszcza Bridget pomagał przezwyciężyć sters. Do nas Bridget była dobrze anstawiona od samego początku. Pierwszej nocy już spała ze mną, wchodziła mi na kolana i mruczała. To szalenie miła, słodka i bardzo proludzka koteczka 

 Postaram się dorzucić dziś trochę fotek kocisk.