Wróciłyśmy.
Carmen jest kochana, ale to straszna małpa przy leczeniu, do pobierania krwi musiały ją obsługiwać cztery osoby, trzy trzymały

A trzeba było dwa razy

Najpierw na czczo, potem zamknęłam się z małą w gabinecie i zaczęłam ją kusić smakołykami - tłuszczyk z szynki, tuńczyk w oleju, gerberek, intestinal. Zjadła dwa kawałki szybki i wypięła się na wszystko. Musiałam gwizdnąć strzykawkę, zrobić papkę z gerberka z olejem i karmić małą na siłę. Udało mi się jej podać tak z 12 ml tej mieszanki, bałam się przegiąć, żeby się nie porzygała.
W czasie dwóch godzin czekania mała trochę się szwendała, zrobiła siku i kupę do kuwety, posiedziała mi na kolanach, posiedziała w transporterku. Niestety, próbuje jeść żwirek, a to jest bardzo zły znak
Pani doktor nie podobają się też oczy Carmen, są dziwnie małe. Prawdopodobnie jej matka będąc w ciąży była niedożywiona i miała awitaminozę (potem rodzą się kociaki z małoocznością wrodzoną, a nawet kompletnie bez oczu). Możliwy jest też chów wsobny.
Po powrocie do domu Carmen dużo piła, teraz się integruje z moimi kotami i tymczasami.
TŻ nazywa ją "miękkim kotkiem", ja na nią mówię Królisia. spała ze mną w łóżku
