Witajcie WszyscyczekającynawieścioKrykusiu,
Krykuś przyjechał do Domku w sobotę wieczorem, syknął coś na dzień dobry w kierunku Soni (Pies Przyjaciel) a potem siedział grzecznie w transporterze póki Ushi nie wypuściła go do specjalnie przygotowanego ... pokoju. Tam schował się za szafkę od TV i tam też został. Niedzielę przespał za ... poduszką, niepokojony odwiedzinami Pana Ducha (Duch Przyjaciel), który namówił go na Małe Conieco i drapanko i znów poszedł spać za ... poduszkę. W poniedziałek nad ranem (kiedy próbowałam dospać ostatnie, najdroższe minuty) Krykuś postanowił po mnie pochodzić (spałam w jego pokoju, żeby mu było raźniej), potem poszedł do drzwi i zaczął cichutko nawoływać "hej, chłopaki, gdzie jesteście?", Nikt nie odpowiadał, więc zaczął głośniej, potem już było słychać tylko wołanie "Soooooopeeeeeeeel"!!!!! Ale nikt oprócz Soni nie zareagował. Sonia - Pies Przyjaciel.
Po tym żałosnym nawoływaniu Krykuś przybiegł (tak! przybiegł) do mnie i wcisnął mi swój mały łepek w rękę, po czym owijał się wokół dłoni jakby chciałby mi powiedzieć "No niech mnie ktoś przytuli..." Jak już się wytulił i wypieścił to poszedł zrobić ... kupę. Prawdziwy mężczyzna. Dobrze, że nie zaczął jarać w sypialni, chociaz to w końcu jego pokój. Potem przyszedł po kolejną porcję miziania aż wreszcie postanowił opuścić bezpieczną kryjówkę i ruszyć na spotkanie z przygodą. Za drzwiami stała Przygoda. Sonia - Pies Przyjaciel. Krykuś biegał między drzwiami a mną próbując mnie namówić na otwarcie drzwi do Przygody. bardzo był przy tym rozmowny i co tu kryć - przekonujący. Otworzyłam drzwi, Krykuś zobaczył Przygodę (Sonia - taki duuuży kot) i ... pobiegł przed siebie. Potem wstał Pan Duch i znalazł Kotka, odprowadził go do pokoju i utulił. Jak wróciłam z pracy okazało się, że Krykuś był bardzo grzeczny, nie płakał, nie drapał w drzwi, zjadł śniadanko, oddał kolację do kuwetki i wyspał się

Kiedy wrócił z pracy Pan Duch (nota bene bardzo lubi sierściucha, choć zarzekał się, że "palcem nie tknie") postanowił wypuścić kotka do Przygody. Dobrze sobie radził, naprawdę. Mamy w domu kilka łóżek, pod którymi można się schować, więc "miau" ubaw.
Dziś nad ranem zbudziło mnie znajome wołanie, kiedy się do końca wybudziłam usłyszałam wyraźnie nie "Sooooopeeeel" tylko "Maaaamaaa". Biedny Krykuś mnie szukał biegając po całym domu a ja bezczelnie nie spałam w jego pokoju. Zawołałam - przybiegł i spotkał w moim łóżku .... Przygodę (Sonia - pewnie już wiecie, Pies Przyjaciel). Ominął ją zgrabnie i wpakował się pod lewą rękę. Prawą miałam zajętą głaskaniem Soni. I tak spędziłam kolejny poranek. Prawa ręka Piesek, lewa ręka - Kotek (jak on cudnie mruczy:)). 5.45 zadzwonił budzik. Kiedy zaświeciłam światło i włączyłam TV - sen prysł. Krykuś pobiegł na górę pod jakieś łóżko, Sonia poszła do Pana Ducha (on może pospać dłużej) a ja zaczęłam dzień.
Krykuś nadal jest strachulcem i boi się każdej nowości ale myślałam, że dłużej się będzie "otwierał". Cieszę się, że jest ok i mam nadzieję, że już naprawdę niedługo będzie się czuł "jak u siebie" a może jeszcze lepiej. Nie poddaję się, nie ganiam go ale nie pozwalam mu też zdziczeć. Bardzo mi się podobają nasze poranki choć mógłby sobie nastawić zegarek na godzinkę później. Ale co tam, przynajmniej czuję, że mam "baby cat". A jak się ma dzieci, to sie nie śpi - czy jakoś tak

Do usłyszenia za ....jakiś czas.