no i powtórka z rozrywki
wczoraj zobaczyłam, że robi się Mii strupek, taki jak był na początku ale zaraz go musiała zlizać. No i wylazło trochę różowego. Posmarowałam i wsysnęło się. Nie wiem co ja bym bez tej maści zrobiła - póki co działa

. Potem pojechałyśmy do weta. Mia jak zwykle wyła tym razem skrzecząco, weta ledwo przeżyła - zastrzyki, termometr w tyłek, odpchlanie (udało się od małej znajdki pewnie co niektórym przeskoczyć ), zaglądanie do pyska i wiele innych srasznych rzeczy. No i w płucach coś nie tak, jakiś stan zapalny w paszczy, gardło. Ale dzisiaj głos już normalny. Zobaczymy jak jutro. Dostałam 6 zastrzyków dla niej i na szczęście udało mi się znależć weta na miejscu ( mój wet jest na drugim końcu Krakowa niestety ) co za symboliczną zapłatę będzie jej je robił - nie wiem jeszcze co z niedzielą.
Po powrocie do domu kicia się wylizała

- termometr musiał pewnie podrażnić - i gdyby nie maść i to, że byłam przy niej to .....
Dzisiaj rano po zrobieniu kupy znowu wylazło, ale byłam i zaraz smarowałam. Nie chcę nawet myśleć co by było, gdyby mnie nie było. I to jest to. Może kiedyś jej się ten zwieracz wzmocni - ta skórka czy co innego ale póki co trzeba jej pilnować. Przez 3 tyg było ok ale teraz nie.
Ona musi mieć dom, gdzie ktoś jest i w razie czego zareaguje. Poki co mogę, ale już nie długo

. Gdzie znależć taki dom?