Zajechałyśmy na miejsce, idziemy przez las i słyszymy, że ktoś tłucze się o jakiś metal. Wyrażnie było słychać, że to na terenie zakładu, gdzie są koty. Budynek a raczej barak jest dobrze zabezpieczony ale od strony podwórka są wielkie przedwojenne hale, gdzie złomiarze już nie raz kradki lub usiłowali coś ukarść. Złomiarze nie byle jacy, bo kiedyś nawet doszło tam do strzelaniny. Uświadomiłyśmy sobie, że jesteśmy same na zupełnym pustkowiu. Za nami hałdy i las, przed nami las. Cichaczem weszłyśmy do środka zakładu, tam z kolei komórka nie ma zasięgu. Drąg do ręki, ja wziełam parasol

no i trzeba było zajrzeć na podwórko. Oczywiście jak tylko otwarłśmy drzwi wszystko umilkło. Tam już działała komóra to na lini z właścicielem zakładu zaczełyśmy przeszukiwać teren w poszukiwaniu złodzieji. Weszłąm nawet po przerdzewiałych metalowych schodach na dach jednego z budynków /widok był piękny/. Złodzieji ani śladu za to z drugiej strony lasu znowu zaczęły się hałasy. Tam już nie poszłyśmy, bo było to pozaterenem. Nie wiem co kto tam robił i skąd taki odgłos w lesie, bo tam już nie ma żadnych zabudowań.
Ja wiem, że nie o tym miałam pisać ale ten dzień był pełen niespodzianek niemiłych oczywiście. Dopiero po rozeznaniu terenu i sytuacji spokojnie mogłyśmy zabrać się za karmienie kotów i oczekiwanie na kotkę. Oczywiście jak zaniosłam michę z żarciem zbiegły się wszystkie małe i duże kociaki i nagle patrzę a spod belek wystawia głowę czarna kocica. Wielkimi oczami patrzy na mnie i wygląda zupełnie dobrze. Była tak wystraszona, że nie było mowy, żeby przyszła i żebym mogła ją w całości zobaczyć ale była. Była to na pewno ona, bo czarne kocurki, które tam są mają białe plamki pod szyją a ona nie. Koteczka uciekła do swoich kociaków. Dalej się czuję winna, bo może mogłyśmy jeszcze zaczekać. Tylko, że z doświadczenia wiem, że to trochę zaczekać kończy się następnym miotem i co wtedy. Pozatym kotki jak zbliża się im okres następnej chcicy wyprowadzają małe, a lesie to one raczej nie mają szans. Już nam się tak zdarzyło i też nam było źle, bo kocięta więcej się nie pojawiły. Co się z nimi stało można się tylko domyślić. Teraz też za bardzo nie chcę się tam kręcić, żeby ze strachu maluchów nie przeniosła. Po sterylce instynkty maciarzyńskie nie znikają.
Na koniec jeszcze tylko napiszę, że noc w lesie jest piękna. Niestety trzeba było wracać i nie było czasu czekać kiedy się sowy pojawią. Ja chyba jestem czarownicą, mogłabym tam mieszkać
