Przemyślałam jeszcze całość.
Zaczęłam brać pod uwagę, że być może jednak żaden z TOZów nie ma obrazu sytuacji. Może miałyście pecha, romawiając akurat z kimś nie do końca wprowadzonym w to co się dzieje?
Magija pisze:ana pisze:Czy któryś z Łódzkich TOZów zna sytuację?
/../
Ana zna jedna pani, zna i ręce rozkłada, /.../
Może tylko ta jedna?
Magija pisze:ana pisze:/.../ w Łodzi są dwie organizacje tego typu /.../
z tego co wiem, obie wiedzą Ana
A może jednak nie? Czasem bywa, przyjmujemy coś za pewnik, a potem okazuje się, że były jakieś niedomówienia, nie o tej samej karmicielce się myślało itp.
Zaniedbanie przez TOZ tak trudnej sytuacji jat opisana przez Was, przy takich samych danych jakimi dysponujecie Wy i lekarz, który Wam towarzyszył jest , jak dla mnie, jednak groteskowym założeniem.
Może TOZ nigdy nie był u Pani w mieszkaniu? Osób trzymających w domu kilkadziesiąt kotów, czemu sprzeciwia się otoczenie, jest faktycznie wiele, ale zwykle o koty dbają i TOZ z takiego założenia może wychodzić: kolejna troskliwa karmicielka, której dokuczają sąsiedzi etc.
Pani J. rozmawia z nimi, w bezpośrednim kontakcie potrafi wzbudzić zaufanie, dostaje więc kocięta ze schroniska i TOZ... uznawana jest za osobę uczuciową, a pewnie nikt nie jest świadom jak bardzo sobie nie radzi..
Może kiedyś sobie radziła, a teraz już nie
Dziewczyny, spróbujcie jeszcze raz skontaktować się z oboma TOZami.
Innymi osobami w nich się udzielającymi.
Ktoś tę Osobę musi później kontrolować.... TOZ właśnie.