Stomachari pisze:Na korzyść mojego tymczaska działa też to, że klatkę jako taką znał (u mnie siedział z bratem na domowej kwarantannie). Oczywiście schroniskowa to nie to samo, ale nie jest dla niego przynajmniej jak lot w kosmos. Inna klatka, inne zapachy, siedzi w niej cały czas a w domu poznawał stopniowo nowe przestrzenie, na które był wypuszczany (żeby nie było, że był zamknięty non-stop), ale chociaż zasada ta sama: mała przestrzeń z miską na wodę, z miską na jedzenie i kuwetą (u mnie miał jeszcze posłanko, nie wiem, czy na kwarantannie też dostał, nie znam zasad).
Największym problemem w schronisku nie jest klatka, tylko schronisko.
Stomachari pisze:Myślałam nad odwiedzeniem go (dziś, jutro lub w kolejne dni) i zastanawiam się, czy tym nie pogorszę jego stanu? Bo teraz jest w stałej sytuacji - nowej i nieprzyjemnej, ale stałej. Kiedy pojawię się ja, znana mu osoba, a potem sobie pójdę, czy nie wpadnie w... histerię? (to pewnie nie adekwatne słowo, ale innego nie mam).
Osoby postronne nie mają możliwości odwiedzin w kwarantannie, podobnie jak w kocim szpitaliku. Ja bym się raczej skupiła na Twoim miejscu na poszukiwaniu możliwości zabrania kota ze schroniska jak najszybciej. Poradź się może jakiegoś prawnika?