Dziękuje że jesteście i zaglądacie

Mój urlop uważam za oficjalnie zakończony.
Powrót do obiegu zaczęłam od wizyty u Lucjanka.
I gęba mi się śmieje, napatrzyłam się na niego, namiziałam go niesamowicie, zaufał mi nawet że tabletek nie będzie

Z przyjemnością stwierdzam, że jest w jeszcze lepszej formie jak był

Jest wesolutki, bardzo pogodny i ...bawi się!
Taaak, odkrył nowe zabawki i frajdę z zabawy nimi.
I nie są to myszki ani te odlotowe piłeczki co to mu ciotki naznosiły. Lucjan bawi się... orzechami.
Turla je jak wariat, a oczy mu się wtedy robią wieeeeelkie, polujące, czujne takie. Angażuje się w to strasznie, slalomami goni między fotelami, przeciska się za kanapą i leeeeci na oślep jak wariat, byleby dołapać. Widok - miód na serce.
Coraz więcej akceptuje, coraz mniej w nim niepewności, choć fakt faktem dość długo przełamuje obawy i dojrzewa do kociej normalności.
Takie dobre są wiadomości.
Ale niestety są też złe...
Czeka nas znowu wizyta u weterynarza, może nawet jakieś większe badania, bo coś jest nie tak.
Lucjan kaszle. Z relacji wiem, że kaszlał tak "od zawsze", ale najpierw przeziębienie, potem robale i jakoś się to z tym łączyło, bo nic nie wskazywało żeby coś było nie tak. Teraz kaszle nadal. Wymiotuje też dość często, zdarza się że kłakami, ale czasem i bez powodu.
DT problemu nie widzi i uważa za normalne, mnie natomiast to bardzo niepokoi i wtykam sobie do glowy masę chorób...
Zastanawiam się właśnie nad listą badań...
Ogólnie Lucjana pobyt w DT może niebawem się skończyć. I to mnie martwi, bo robi się nieciekawie. Sytuacja jest napięta. Właściciele lada moment wracają, pokój nie wygląda tak jak go zostawili,urwą mi łeb jak nic, DT co raz dopytuje KIEDY sobie zabierzemy kota, ja obiecuję gruszki na wierzbie, a domu nie widać...
No i tak...