Dwa dni temu, gdy zawiozłam burą kotkę na wieś, dowiedziałam się, że w tejże wsi pod szkołą bytuje długowłosy kot. Stan kota fatalny. Podjechałam tam z panią, która kota dokarmia odbierając dzieciaki ze szkoły. Próbowała go nawet kiedyś złapać, ale czmychnął. Chciała go łapać nie mając wizji co z nim docelowo zrobić, ale szkoda jej go było. Pani ma leżącego starszego domownika od kilku lat, którego trzeba przewijać i doglądać, więc nie bardzo w tej sytuacji kot w domu, gdzie są trzy psy i leżący chory byłby fortunnym pomysłem.
W chwili obecnej, na razie kot u mnie. Sam wlazł do klatki łapki, osobiście wieczko za nim domknęłam. Wygłodniały do granic. Sierść w dredach częściowo poodrywana od skóry, co spowodowało prześwity. Jakaś chyba rana na głowie. I dziwne oko. Jakby trzy plamki na nim. I takie ciemne jest trochę.
Mam na razie tylko króliczą klatkę dla niego. Wszystkie duże pozajmowane.





Nie biorę się jeszcze za niego. Niech mu stres zejdzie, bo nie chcę znów na pogotowie pogryziona latać. Nie jest chyba mocno zdziczały, ale warczy ostrzegawczo.