Fajnie by było, jakby ten DT wypalił w Warszawie:)
A tak teraz po krótce streszczę wam mój wczorajszy dzień. Można nawet mówić o kocim porwaniu, bo jak chciałam iść do domu, to Szłapek siadł na kolanach i ani myślał się ruszyć! No i musiałam posiedziec chwileczkę dłużej:)
Zaczęło się jak zwykle niewinnie od spaceru, udało się psy wybiegać, nawet towarzystwo znalazły do biegania, no ale ktoś był mądrzejszy i owczarka wziął na spacer, puścił go luzem w pobliżu i się z nim bawił, a 5 psów musiało zostać zapiętych. No i miały po zabawie. Całe szczęście, że chociaz te pare minut się wylatały, mogłam odpocząć. Maja siły te nasze paskudy:)
No w domu to nie było czasu nawet myśleć o odpoczynku. Rundka dookoła na przywitanie się z kotami, w międzyczasie trzeba się z nimi pobawić. O dziwo spory tłumek się zebrał i zaczął uganiać za sznurkami, a mi już rąk brakowało, żeby wszystkimi się zająć. No to musiały stać w kolejce i czekać:D Najlepiej miał się Czorcik, bo na wyżynach miał sznurek tylko dla siebie i nie musiał się nim dzielić z nikim innym. Jak już się odrobinę wybawiły, to można było przystąpić do głaskania pozostałej części ferajny.
Bona z Tygrysem grzecznie dali się wygłaskać, później nawet je przeczesałam. Rudolf chyba sie obraził, bo chwilę posiedział na kolanach i poszedł spać gdzieś w ciszy i spokoju. Miki cały czas pilnował towarzystwa.
Nasz czarniutki Węgielek dzielnie pilnuje klatki tego małego diabełka Noemi. A piszę diabełka, bo wbrew pozorom ma swoją drugą naturę: niby taka słodka i miziata, ale jak tylko dopadła mój warkocz, to zaczęła się nim bawić. Mówię sobie: ok, niech się bawi, zawsze jakaś atrakcja. Ale nie! Jej było mało. Postanowiła wejść mi na głowę(dosłownie) i zrobić własną wersję francuza, widocznie mój jej sie nie podobał. Ta mała fryzjerka to potrafi czesać:)
Bartuś został w klatce przez pewien czas zapomniany. Wszystkie pampersowce zostały wypuszczone, a Justyna ze zmęczenie chciała odsapnąć i zapomniała puścić tego małego rozrabiakę. Na szczęście po paru minutach juz latał z pozostałymi.
Gaja też pomału zaczyna szaleć. Chodzi już w miarę dobrze, czasem jeszcze powłóczy nogami, ale to chyba rzadkość. Nawet biegała i wspinała się po drapaku. Wielkie brawa dla Justyny za poświęcony czas i trud włożony w ćwiczenie z tą małą istotką
Nadia też chyba się do mnie zaczęła przyzwyczajać, bo nie uciekała z wersalki, nawet siedziałam blisko niej. Czarnulki też się nawinęły pod łapę.
Na zakończenie dodam, że Emil jest strasznym miziakiem, szuka towarzystwa i przypomina mi mojego ulubionego kota, którego kiedyś miałam: lubi wspinać się na plecy albo ramiona i tam siedzieć. Oby znalazł szybko kochający domek.
Na chwilę obecną koniec, napisane w skrócie, choć mogłabym się jeszcze sporo rozpisać. Przydałoby się jeszcze kilku wolontariuszy, żeby chociaż psy wyprowadzali dziennie, to już by Justynę odciążyło. Ja chociaż bym chciała to codziennie innego miasta nie mogę dojeżdżać. Jeśli o czymś zapomniałam napisać, to mi Justyno przypomnij:)