No śmiesznie było
W domu przywitał nas kot Pepe - rezydent rozmiar XXL czyli 9 kg burego kota w kocie (dodam, że nie tłustego tylko ubitego i duuużego). Z pewną nieśmiałością obwąchł transporter z zawartością, nawet kity do końca nie najeżył. Podjęłyśmy więc decyzję, ze wypuszczamy Kajko (bo to WŁAŚNIE on pojechał

) na pokój. Pokój prawie pusty - kanapa, stolik, segment, stwierdziłyśmy, że nie ma szansy by się schował w mysia dziurę. Kajko, jak się okazało, nawet nie miał takiego planu. Wprawdzie przez kilka minut zwiedzał na ugiętych łapkach, ale zaraz łapki się wyprostowały i młody poszedł robić noski-noski z rezydentem. I tu zaczął się ubaw jak wielkokot chyłkiem, chyłkiem oddalał się od natrętnego malucha. Troszkę tyłem, troszkę boczkiem

w końcu wlazł do naszego transportera. Widać stwierdził, ze skoro takie małe coś przywieźli, to on się ewakuuje

(nie zabrałyśmy, żeby nie było

) Ze strony wielkokota nawet cienia agresji, nic kompletnie, nawet jednego phyyy, łapa nawet się nie uniosła w stronę dzieciaka. Siedział i patrzył tylko na młodego.
Kajko szybko znalazł i użył kuwetę, więc ten temat też już z głowy. Spędziłyśmy u pana Tomka prawie 1,5 godziny, pod koniec wizyty Kajko drzemał sobie w kąciku, a rezydent uznał, że młody nie jest groźny i zaczął sie myć - tak przy ludziach prawie na środku pokoju. No chyba lepiej kot nie umie zamanifestować, że czuje się dobrze

Wyszłyśmy z hasłem na ustach "będzie dobrze" i nie dla poprawienia samopoczucia tylko z absolutnym przekonaniem
Już po dojechaniu z Dąbrowy do domu Wiedźma dostała SMS-a: "Pepe nieśmiało próbuje się bawić się z młodm"
Cud dokocenia? Nadal nie wierzę, ale jak się okazuje takowe istnieją
Stawiam góra 3 dni i przyjaźń Kajko, Pepe i p. Tomek rozkwitnie
