historia po krótce ma się tak:
po badaniach u weta, mój TŻ zawiózł kota tam gdzie mieszkamy i stwierdził krótko jak się "przyjmie to zostanie" ( w sensie nasze 3 koty go zaakceptują

) ja tu już nic nie mam do powiedzenia

- bo w sumie koleżka jest fajny: mega miziak, mruczak i grucha jak gołąb...
TZ nazwał kota Szejk - (od trzęsienia tylnymi łapami i dlatego, ze mamy juz kocura o imieniu Hasan - więc będzie do pary

)
A w domu rezydenci strasznie nie świrują więc..
potrącony Szejk ma DT - z b.b.dużą możliwością przekształcenia w DS, czyli nie szukamy domu - no chyba, że "się nie przyjmie"
