Najwyraźniej w pewnym momencie odbyła się kocia narada, nie wiem jak to zorganizowały technicznie, może przemiaukiwały sobie informacje pod drzwiami.
W każdym razie ewidentnie uknuły wspólny plan:
"WYKOŃCZYĆ TĘ DUŻĄ ZANIM PRZYTARGA DO DOMU NASTĘPNEGO KOTA!!!"
Bulwa i Błysk - od rana zabierają mi krzesło. Ledwo wstanę - zajęte. Próbowałam przysiadać półdupkiem, to się tak rozpychają, że mi sie 4 litery nie mieszczą. Oddałam im w końcu moje krzesło i wzięłam sobie drugie. Teraz postanowiły sie rozdzielić - jeden okupuje jedno, a drugi drugie krzesło... W chwilach gdy siedzę na krzesle - albo skaczą mi po plecach, albo zwalają rzeczy z biurka (mam ich imponująco dużo...) albo kładą się na kolanach, mruczą i bodą łebkami żeby je głaskać. Nie da sie przy nich NIC zrobić.
Maja - chyba z żalu postanowiła popełnić samobójstwo, uparcie wypróbowuje kolejne sposoby. A to wlezie mi pod nogi, a to obwąchuje palący sie gaz, a to włazi do pralki. Włazi ogólnie do każdej szafki, próbuje w chyba ten sposób zachęcić mnie do zamordowania jej... Ile razy można kota wyciągać z szafki ze słoikami???
Małabura - otwiera moje szafy z ubraniami i wyciąga z nich wszystko co się da na podłogę. Dobrze, że jeszcze nie trafiła na żakiety i eleganckie spodnie!!!
Łapek - chodzi ponury i zastawia mi swym grzbietem drogę gdy tylko próbuję gdzieś pójść - mam go wziąć na ręce i głaskać, nic innego mi robić nie wolno.
Inar - urządza koncert na parapecie. Tłumaczę jej, że zimno, że śnieg - nie pomaga. Wypuszczam, łazi chwilę po balkonie i wraca. Zamykam okno - koncert.
Bomba - boi się własnego cienia i gdy tylko jakis kot się do niej zbliży - syczy na niego. To je oczywiście zachęca do zabawy i rozpoczynają się dzikowrzaskowe gonitwy ze zwalaniem wszystkiego zewsząd.
Wilniaki - wykańczają mnie samą swoją obecnością i stanem zdrowia, o kroplówce zwisającej z żyrandola w moim eksluzywnym salonie nie wspominając. Nie muszą sie już więcej starać i dobrze o tym wiedzą...
A
Migotka tylko kontroluje całość i sprawdza mój stan podsuwając co chwila łeb do głaskania.
Nie ma tak dobrze, skubańce, dziś orchidka dowiezie NOWĄ
