Mam pytanie. Czy Wy dysponujecie jakims innym sprzetem niz klatka lapka? Probuje zlapac mlodego, na oko bardzo chorego kota. Do jedzenia nie podchodzi, nie jest nim zainteresowany (chyba w ogole nie ma apetytu). Nie da do siebie podejsc blizej niz metr, a ja nie mam zadnego doswiadczenia w lapaniu takich kotow. Klatka lapka ma sens, jesli kociak interesuje sie jedzeniem, ale w tym przypadku ta metoda raczej odpada. Poinformowano mnie, ze TOZ Animals posiada inny sprzet, ale jak zadzwonilam to okazalo sie, ze musialabym sama zlapac kota, bo kierowca takich kotow co nie podchodza do jedzenia raczej nie zlapie. Dziwne, bo oni to raczej powinni byc przeszkoleni w takich sprawach

Poza tym ten kot przyjdzie na chwile, przez moment posiedzi taki osowialy i chowa sie w krzakach albo idzie do sasiadow. Widac, ze jest slaby, oczko ma cale spuchniete (jakby wypukle) i zaropiale. Wyglada jeszcze gorzej niz wczoraj. Dzis to wlasciwie na pol glowy jest opuchlizna, ciekla mu zielona ropa. Wyglada to paskudnie. Moze ma i temperature. Spal rano dzisiaj u mnie w ogrodzie przy tarasie. W pierwszej chwili jak go zobaczylam, to myslalam, ze nie zyje

Ale mimo wszystko nie pozwala sie do siebie zblizyc i ucieka (mimo, ze taki chory). Myslalam, ze moze kogos zawolam, kogos doswiadczonego w lapaniu takich kotkow, ale chyba bede musiala sama to zrobic... bo nawet jak zadzwonie po kogos, to zanim ten ktos przyjedzie to kota moze juz nie byc. To troche bezsensu. Tak sobie mysle, ze moze wypozyczyc sprzet i samemu go zlapac (tzn. z pomoca mojej mamy), ale obawiam sie, ze mozemy nie umiec sie takim sprzetem poslugiwac i jeszcze wieksza krzywde kociakowi wyrzadzimy. Na pomoc sasiadow nie mamy co liczyc. Ten kot bez pomocy umrze, nawet nie wiem, czy do jutra dozyje

No i co potem? Jesli uda sie go zlapac? Ja go do siebie wziac nie moge. Moj 13-letni rezydent bardzo przezywa i mocno odchorowuje przybycie 3 kotow, ktorymi w ciagu ostatniego roku sie zaopiekowalam. Boje sie o Gucia, bo jest z nim coraz gorzej. Glownie z tego powodu nie moge wziac kolejnego kota. Nawet nie mialabym gdzie go przetrzymac. Piwnicy nie mam. W garazu od roku mieszka kocurek, ktorego uratowalam (tez ma ciagle problemy ze zdrowiem). Pomieszczenie gospodarcze jest tak zagracione, ze nie ma tam raczej miejsca dla kota. Juz mam nawet klopot z moimi 4 kotami i ledwo sobie z nimi radze- musza byc trzymane oddzielnie, bo sie nie akceptuja.
Jesli uda sie tego bidulka zlapac, to chyba zawioze go do Ciapkowa. Wiem, ze to nie jest najlepsze wyjscie, ale tam bedzie mial chociaz jakies szanse, ze mu pomoga - mam przynajmniej taka nadzieje. Oczywiscie postaram sie utrzymac z nimi kontakt odnosnie jego zdrowia. Jednak boje sie, zeby go przypadkiem nie uspili, a mi powiedza, ze stan kota byl bardzo ciezki i niestety nic nie dalo sie zrobic itd. A moze gdzies jakas lecznica by go przyjela. Albo znalazlby sie jakis DT, ale wiem, ze sa na to nikle szanse, bo wszyscy z Was sa zakoceni na maksa

W razie czego dolozylabym sie do leczenia, pomogla w miare mozliwosci, pokryla ew. koszty utrzymania (jedzenie, zwirek). Jak w ogole wyglada leczenie takich 'dziczkow'? Czy gmina (podchodze pod gm. Kosakowo) albo miasto nie powinno sie tym zajac, pokryc chociaz czesc kosztow leczenia?
No nie wiem jak pomoc temu biedakowi? W tym momencie najwazniejsze, zeby go zlapac. Ciagle o nim mysle, czy w ogole przezyje, jak on musi cierpiec

W ogrodzie na trawie znalazlam cos, co dosc dziwnie wygladalo, jakby wymiociny? Moze to od tego kociaka?

Poradzcie cos, prosze. W jaki sposob go zlapac i jak mu pomoc? Czy faktycznie tylko TOZ posiada odpowiedni sprzet do lapania takich kotow?