myrzapl pisze:*anika* pisze: dwie osoby nie chciały zabezpieczyć balkonu i okien

)
może warto jednak takim ludziom się przyjrzeć?
Ja też nie mam zabezpieczonych okien.. bo ich po prostu nie otwieram. Mieszkam przy ruchliwej ulicy z tramwajem, otwieram tylko uchylne okna na ciche podwórko, które są w głębokich wnękach, więc koty też nie mają szansy się zakleszczyć. Nie widzę więc potrzeby siatkowania swoich okien.
Podczas rozmowy adopcyjnej Szejkusia w ogóle nie rozumiałam, o co chodzi z tym siatkowaniem, bo w głowie miałam obraz swoich włąsnych okien...

Nie nie

Nie o to chodzi.
Bardziej ogólnie napisać się nie da, więc opiszę jak było:
Osoba nr 1 mieszka w piętrowym domu, niby pod Warszawą, ale patrząc na mapę widziałam [pod samą bramą domu - a ogrodzenie jest takie że kot przejdzie] tam wyraźnie ulicę która łączy dość chyba istotne fragmenty miasta, więc NIE WIERZĘ że tam nie jeżdżą samochody. Osoba ta w końcu (po dłuższej rozmowie mojej na temat tego że kot upośledzony nie jest i skacze oraz chory na umyśle też nie jest, więc wpadnie na to, że może wyjść przy najbliższej okazji) powiedziała, że: "kotka będzie przebywać głównie na piętrze, więc tam będzie raczej za wysoko żeby uciekła przez okno". Ekhm. Chyba nie muszę rozwijać?

Postawiłam warunek: albo osiatkuje wszystko co otwiera albo nie dostanie tego kota (Amber JEST kotką skoczną i bardzo drobną [czyli zmieści się wszędzie], do tego ma taki charakter, że to człowiek ma się jej słuchać, a nie ona człowieka

mnie już sobie ustawiła

). Nie oddzwonił.
Osoba nr 2 w zeszłym roku adoptowała kota, od osoby która jej mówiła że ma osiatkować balkon (to wyszło w rozmowie - sama się przyznała). Ale nie osiatkowali, bo.... ich kot nie skacze. A na balkonie jest tylko pod opieką albo na kolanach. Piąte piętro w bloku. Powiedziałam że Amber skacze (bo skacze - nie wierzę żeby jej barierka na balkonie nie zainteresowała. Z opisu mają balkon taki jak ja, tyle tylko że ja mam siatkę a oni nie (wybetonowana przestrzeń na wysokość metra od podłogi, potem przestrzeń wolna i całkowicie otwarta). Powiedziałam, że oddam, ale z zapisem w umowie, że ma 30 dni na osiatkowanie balkonu. Po upływie tego czasu ktoś z fundacji przyjdzie i jak stwierdzi, że siatki nie ma to kota zabieramy. Powiedziałam żeby się zastanowiła, przemyślała, pogadała z rodziną i dała odpowiedź następnego dnia. Nie oddzwoniła. Oczywiście w rozmowie byłam bardzo miła
Nie dziękuję, postoję

edit: dopiszę jeszcze:
Chodzi o podejście tych ludzi do kwestii zapewnienia bezpieczeństwa kotu. Jeśli wiem (nie powiem jak to wyczuwam, tajemnica

) że człowiek się przejmuje tym że kot mógłby spaść i zrobić sobie krzywdę, i wiem że nie dopuści do tego, żeby kot miał kiedykolwiek dostęp do otwartego okna - to oddaję także do domów, gdzie okna nie są osiatkowane: wystarczy mi że zapewnią w tej kwestii bezpieczeństwo w dowolny inny sposób (np. wietrzenie każdego pomieszczenia osobno, gdy kot jest poza pomieszczeniem, uchylne okna [ale tylko jeśli ktoś jest w domu i może w razie czego zareagować jak kot sobie tam łapę wetknie i zacznie wierzgać], ograniczniki które można kupić w każdym budowlanym sklepie - to na prawdę nie jest trudne. Tylko trzeba dobrych chęci. I posiadania chociaż szczątkowej wyobraźni...