Agneska pisze:Pani Magda dzwoni do mnie dosyć często. Często z pytaniami z dziedziny weterynariigdzie nie poczuwam się do wiedzy wystarczającej do udzielenia sensownej odpowiedzi.
Z drugiej strony, potrafi sama robić zastrzyki, podawać leki, ma wieloletnie doświadczenie.
Problem polega na tym, że dom jest położony na przepięknej działce nad Narwią, wśród kilku letniskowych domów. Za totalnym zadupiu. Niestety, sąsiedzi nie są przyjaźni. Samochodu nie ma, transportu też. Pozostaje taksówka do Legionowa, co nie jest możliwe, jak brakuje pieniędzy.![]()
Zapewne przyjęty przez nas sposób rozwiązania problemu mnożenia się tam kotów nie jest najlepszy, ale nie był w naszym zasięgu żaden lepszy.
To co czytam o tej pani, stawia ją w trochę lepszym świetle, niż na początku myślałam. Pani chciała dobrze, tylko nie wyszło... Wiem coś na podobny temat, moja Shila też jest z takiej "hodowli". Zaczęło się od dwóch kotek i kocurka biegających po dworze na wsi. Gdy trafiały się maluchy, był topione-pogląd, że ślepaki można topić- o zgrozo!!! Nic na ten temat nie wiedziałam, nie pozwoliłabym na to (sytuacja miała miejsce u cioci mojego TŻ).
Jednak którejś wiosny kotki były sprytniejsze, ukryły maluchy i pojawiła się na świecie 10-tka nowych. Kilka z nich udało mi się wyadoptować, reszta została wysterylizowana. Historia zakończyła się w miarę szczęśliwie.
Niestety niewiedza ludzi "starszej daty" jest przerażająca.
Tak mnie naszło na wspomnienia...
Jeśli będą kolejne zdjęcia kotów do adopcji, wystawię również na allegro. Zmniejszenie liczebności stada to podstawa w tym przypadku.