Dzięki wszystkim za dobre słowo. Przeczytałam Gamoniowi. Nie mógł uwierzyć, że tyle osób go lubi.
Był bardzo wzruszony. Bardzo. I obiecał, ze już nie będzie więcej tak się wygłupiał. Żebyście nie martwiły się o niego

Zczyściło mnie na paski do glukometru. Do korzeni. Została mi złotówka w portfelu i to, co w lodówce.
Ale nic to. Zbieramy się. Daliśmy radę
Adoptowałam Antosię. Sobie. Siedziałyśmy sobie któregoś wieczorka, kobitki, nad kawką.
W pewnym momencie przyjaciółka mówi: Ty weź już wykasuj ogłoszenia Antosi. Ile ona już u ciebie siedzi?
No, dwa lata - ja na to.
No widzisz. Komu ją dasz? Jak to sobie wyobrażasz? Z Soserem ją oddasz? Zobacz, przecież nie możesz jej odebrać Sosera. Ona się uśmiecha do niego. Aż cała jaśnieje na jego widok. Chcesz jej to odebrać?
Pogadałyśmy jeszcze o tym i tamtym, dziewczyny poszły sobie.
Siedzę sobie, patrzę na Antosię, patrzę. Hm, kogoś mądrego to i posłuchać warto. Jak ona ma po dwóch latach zaczynać od nowa? I bez Sosera, którego bardzo kocha. Dwa lata tu mieszka, a wciąż jest tak lękliwa.
Siadam sobie koło Antośki i mówię: wiesz, nie jesteś już tymczasem. Jesteś prawdziwym, domowym kotem. U siebie. Zgadzasz się?
Nie wiem, skąd oni wiedzą. Jakim cudem rozumieją.
Zrozumiała. Wiedziała, o czym mówię
Dostałam tyle czułości, brzuch do wygłaskania. Tak się rozkokosiła, że ściągnęła narzutę z tapczana i owinęła sobie wokół głowy.
Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak uśmiechniętego kota.
Zatem ogłaszam oficjalnie - Antosia ma dom