Chiara pisze:Sabinalas pisze:Ja działam na tym terenie kilka lat...znam wszystkie przychodnie weterynaryjne, weterynarzy...
Znam wolontariuszy...wszyscy są zakoceni na maxa. Nie ma miejsc. Myslicie, ze nie szukałam?
Dzwoniłam, prosiłam...byłam wszędzie...
U burmistrza 3 razy...pisałam prośby , podania...i nic...żadnego dofinansowania....dostaję tylko karmę 1 raz w miesiącu, która wystarcza na 2 tyg maxymalnie.
Ja nie obsługuję 1 miejsca...tylko kilka...i wszyscy wolontariusze, którzy się opiekują na moim terenie kotami, to starsze panie, które jak koty chorują....ZWRACAJĄ się do mnie z prosbą o pieniądze i transport...
A to miejsce na działkach odkryłam jakies pół roku temu...wszystkie koty chore na koci katar...
Zmiany na sierści...
1 wzięłam do domu ...leczę go już pół roku...non stop coś...został na stałe...ma wybite zęby...był obdarty miejscami ze skóry...
Nie należę do osób, które się skarżą...
Jednak tym razem sytuacja mnie przerosła, bo musiałabym przestać jesc...aby leczyć i sterylizować koty...
Już nie mam sił sama...dlatego prosiłam o pomoc...i proszę nadal...
Ja i darczyńcy Operacji Zabieg rozumiemy Twoją sytuację. I wcale nie byłabym zachwycona, gdybyś chciała upychać koty byle gdzie w klatce po królikach. Wolę zapłacić w granicach rozsądku i być pewna, że dostaną odpowiednią opiekę. Jakość przede wszystkim! Jak na razie to ja prowadzę Operację Zabieg, a nie Kinga.

Także spokojnie rób swoje, czyli zdjęcia, łapanki i nie steresuj się tu niepotrzebnie.
A dzwonienie do Wrocławia, żeby spytać o wolontariusza w Knurowie... pozostawię bez komentarza, ponieważ cenię pracę Kingi dla kotów w Darłowie i okolicach.

Żeby nie zaśmiecać wątku kotów z Leszczyn, chciałam pokazać tę klatkę na króliki, w której upycham koty po sterylce.



Ciekawe, jak duża klatka jest w lecznicy.
Często Fundacje kontaktują się ze sobą, nawet jak odległości nie są w małych km, wolontariusze znają się, współpracują chociażby przez internet. Dla przykładu kobieta z Darłowa była w kontakcie bodajże z Fundacją AFN, szukała pomocy dla bezdomnych kotów, dziewczyna z forum kojarzyła mnie i napisała do mnie w tej sprawie. Ot, taki przypadek. No ale, zostawmy to bez komentarza. Nie warto nawet spróbować.
Ja dziękuję za współpracę.
Chciałabym tylko wykorzystać to, co jeszcze jest dla mnie przeznaczone, jeśli mogę.
Nie będę się narzucać, bo już od dłuższego czasu czuję niechęć do mnie i przymusową pomoc.
Szkoda tylko, że chcąc coś doradzić, jest się traktowanym jak: ja tu rządzę, wiem najlepiej, nie potrzebne są rady i wtrącanie się.
Źle nie chciałam.
Mimo to, dziękuję za dużą pomoc, którą otrzymałam i życzę dalszych sukcesów, sterylizacji jak największej ilości kotów.
Nie, koty nie ucierpią.
Jakoś sobie poradzimy.