W tym drugim i ręce, bo dzwigania sporo.
Życzę zdrowia.
Dobre, z tą policją. Coś podobnie nam się wiedzie, bo ja tez miałam z policją kontakt.
Znalazłam przy mojej ulicy zabitego kota. Poszłam po saperkę i zeszłam w chaszcze w dół skarpy mokotowskiej. Tam mam swój tajny cmentrzyk dla kotów, które odchodzą. Oczywiście dobrze wiem, że przepisy zabraniają zwierzęcych pochówków w mieście.
Nachylona kopię dołek, kopię i nagle słyszę za plecami głos: 'Dzień dobry pani, policja stołeczna. Czego pani tam szuka?"

Zatkało mnie. Coś kazało mówić mi prawdę, więć mówię, że kota chcę pochować. Już chciałam coś tłumaczyc, że nie mam pieniedzy na spalenie kota, że służbom miejskim go nie oddam by ze śmieciami wywieźli, itp. Ale policjant pyta, gdzie ten kot. Ja na to: o tutaj, zaraz panu pokażę, i dowód osobisty też mogę pokazać. Już chciałam kota odpakować i zaprezentować na dowód, że nie poćwiartowane zwłoki śmiertelnego wroga tam chowam , a panowie na to: "Nie, nie, dziekujemy bardzo!"
I poszli..........uff. Mandatu nie było, kot pochowany. Niech mu ziemia lekką będzie.