Witam również jestem nowa, podejrzewam że więcej będę tu czytać niż pisać

Kot pojawił się u nas w domu dość niespodziewanie, ponieważ mój mąż nienawidzi kotów i biorąc z nim ślub wiedziałam o tym

a teraz historia skąd u mnie kot
Na początku lipca postanowiłam wybrać się z rodziną na działkę. Kiedy przeszłam światła, usłyszałam w krzakach na skraju parku przeraźliwe miałczenie. Nie miałam czasu sprawdzić dokładnie co się dzieje, ponieważ moje dzieci odjechały już dość daleko rowerami. Kiedy wracaliśmy do domu około godz. 20:00 w krzakach było nadal słychać rozpaczliwe miałczenie. Ruszyłam na poszukiwanie kociaka. Weszłam w krzaki, okazały się bardzo gęste i zaśmiecone. Odkryłam również, że żule spędzający całe nieopodal, zrobili sobie z tego miejsca toaletę. Jednak chęć znalezienia miałczącego nieszczęścia, była silniejsza od pokusy, by uciec stamtąd jak najszybciej. W końcu zauważyłam maleńką biało czarną kuleczkę pochłaniającą zdechłego gawrona. Kiedy tylko się zbliżyłam maluch uciekł w chaszcze. Tego samego dnia skończyła się ładna pogoda i nastał czas wielkich burz, wiatrów, zimna i gradobić. Każdego wieczora, kiedy kładłam się spać, myślałam o mokrym i zmarzniętym kociaku siedzącym w krzakach kilkaset metrów od mojego domu. Kiedy nie padało widywałam ją siedzącą przy płocie, zajętą obserwacją ruchu na skrzyżowaniu. Przez ponad dwa tygodnie wielokrotnie usiłowałam ją złapać. Jednak bezskutecznie. Mieszkam w jarocinie nadszedł czwartek poprzedzający festiwal (przyjechało około 10tyś ludzi). Coraz więcej ludzi zaczęło się pojawiać na ulicach, myśl o bezdomnym maluchu ciągle pojawiała się w mojej głowie. Obawiałam się, że ktoś może jej wyrządzić krzywdę w trakcie trwania festiwalu. Pod wieczór kupiłam z dziećmi paczkę karmy dla kota, i poszliśmy wywabiać futrzaka z kryjówki. Po trzech godzinach siedzenia przy krzakach, wołania kici kici, oraz podrzucaniu malcowi karmy pod nos kotek stracił czujność. Wychudzona drobina odwróciła się do nas plecami i wtedy udało mi się ją złapać. Nie wyglądała na słodkiego kociaka kiedy ją złapałam.... Dzieci były pełne tryumfu jakbyśmy wygrali złoto na olimpiadzie. Kotka początkowo była bardzo zestresowana, chowała się za meble. Jednak dzieci niezrażone tym zachowaniem podkładały jej pod nos jedzenie i miseczkę z wodą. Zabraliśmy ją również do weterynarza, który podał jej środek na odrobaczenie. Po 24 godzinach, kiedy dotarło do niej, że jej życie właśnie zmieniło się o 180 stopni dała się w końcu wziąć na ręce. Usunęłam jej z czoła kleszcza giganta, wyczyściłam czarne od błota uszy i wykąpałam. Po tygodniu mieszkania z nami Plamka (tak ją nazwały dzieci) w niczym nie przypomina brudnego i wygłodzonego dzikusa. Początkowo obawiałam się, że kociak będzie siedział całymi dniami w kącie przerażony dynamiką i niewyczerpaną energią moich dość głośnych dzieci. Jednak okazało się że ich głośna zabawa nie robi na niej najmniejszego wrażenia. Wygląda na radosną i bardzo zadowoloną kotkę. Mój mąż nie wyglądał na zadowolonego gdy synek obwieścił mu że w domu jest kot i siedzi pod łóżkiem. Ale chyba coś w nim się powoli przełamuje bo kociak zamiast trafić do schroniska nadal mieszka u nas

pozdrawiam ewa