
Koszmarki poszukiwacza zaginionego koteńka

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Agneska pisze:One mnie kiedys wykoncza, jak nic... Fartul luzem lezal wysoko na lodowce. Ja czuwalam. W pewnym momencie kota na lodowce juz nie bylo. Panowie ciagle przemieszczali sie, drzwi bywaly otwarte.
Panowie wyszli, mozna wypuszczac koty ze skrytek. Fartula nie ma. Sprawdzilam wszystkie zakamarki, a jego dalej nie ma, nawet nie pisnie z zadnego kata.
Przyszla "gosposia". Widzimy, ze otwor do pionu kominowego, ktory byl przeze mnie zabezpieczony miseczkami - jest ruszony, miseczka przesunieta. Juz prawie widzialam kota dwa metry nizej duszacego sie na dole i nie mogacego wyjsc z powrotem do gory, a siebie rozwalajaca mur i sciane. Widzialam jednoczesnie kota wychodzacego kominem dwie kondygnacje wyzej, skaczacego z dachu i ginacego z glodu, zimna i przejechanego przez samochod jednoczesnie (Fartek nie widzi na jedno oko i ma padaczke pourazowa wlasnie po potraceniu przez samochod).
Na szczescie udalo nam sie wyciagnac lodowke z waskiej wneki, Fartek wystraszony wybiegl, prawie wylecial jak na skrzydlach stamtad. Musial oferma spasc za lodowke i nie mial chyba sie jak odwrocic w ciasnej szczelinie.
Stres chyba mial spory - znow schowal sie gdzies w chalupie i udaje, ze go nie ma.
A ja mialam nadplanowe czyszczenie lodowki i zatykanie wszystkich mozliwych otworow kominowych...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, fruzelina, Majestic-12 [Bot], Myszorek i 163 gości