Wczoraj coś mnie naszło i przy okazji głaskania i innych czułości spenetrowałam Rudemu uszy. Nie robiłam tego od dawna, bo koty uszyska od zawsze czyste miały, a on zwłaszcza.
A tu niespodzianka - mój czyścioszek Rudzio ma w uszach regularny brud

. Leżał pod lampką, więc mogłam sobie dokładnie obejrzeć. Żadne tam pasożyty nie daj Bóg, tylko przykurzona woskowina. Ale jednak. No ludzie
Oczywiście zaczełam latać za resztą i sprawdzać. Reszta czysta, uff, nawet Kimicha, największy brudas, która myje tylko pyszczek, a i to z rzadka.
Wczoraj odkopałam płyn do czyszczenia uszu, wyjęłam całą paczkę patyczków i dzisiaj jest akcja. Zaczniemy od Rudego, ale innym też wyczyścimy "na wszelki wypadek"

. Oj, będzie się działo, bo oni tego nie cierpią

.