hidi pisze:Gutek mial w boksie miseczke Pimpusia- czy plyn do naczyn zabija wirusa bialaczki? Bo co przychodze Pimpus ma inna miske, wiec oczywistym pozostale koty maja stycznosc z miseczkami "po" Pimpusiu...

dlatego podpisałam miskę Pimpkowi! Nie będzie fajnie jeśli się okaże, że któryś się zaraził.
O możliwościach zarażenia się białaczką piszą:
Najwięcej wirusa znajduje się w ślinie. Z tego powodu koty zarażają się najczęściej przez wspólną pielęgnację, jedzenie z tej samej miski, groźne są również pogryzienia przez kota-nosiciela. Źródłem zakażenia może być również korzystanie z wspólnej kuwety (mimo ze w kale i moczu znajduje się znikoma ilość wirusa). W przypadku ciężarnej kotki, wirus może przeniknąć do macicy i zakazić płody, a te które urodzą się zdrowe, mogą zarazić się mlekiem matki lub podczas codziennej toalety. Możliwe jest również zakażenie przez kontakt z pchłami, które miały styczność z chorym kotem. Głównym źródłem choroby są zainfekowane koty, klinicznie zdrowe, ale wydzielające wirusa do środowiska. Poza organizmem kota wirus jest w stanie przetrwać zaledwie kilka minut, nie ma więc możliwości przeniesienia go na butach czy ubraniu; konieczny jest bezpośredni kontakt.
Mam nadzieję, że z tego wynika, że koty zarażają się tylko wtedy kiedy jedzą ze wspólnych misek w tym samym czasie, a jedzenie z umytych nie jest dla nich groźne... Ale pewności nie mam. MIKUŚ, Martika, jak to jest?
A co z grzybicą? Wprawdzie ustępuje, ale Pimpek chyba nadal sieje zarazki, także przez miskę...
Koło Klubokawiarni Pod Spodem (kręci się jakiś brudno-biały wychudzony kot. Na oko zdrowy i proludzki, wyżebrał głaski i jedzenie od znajomej, która tam mieszka (właścicielka klubu). Chciała go przygarnąć, ale ma dwa koty, wobec których nowy był bardzo agresywny i dziewczyna koniec końców go wypuściła. Powiedziałam jej, że to mogło być trochę za szybko, taki szybki kontakt i liczenie że koty od razu się polubią, ale obawiam się, że nie ma odwagi spróbować ponownie. Nie wiem czy kocio jest bezpieczny w tym miejscu, wiem, że ona i jej mama mają na niego oko i karmią, ale obydwie dużo pracują. Myślicie, że możemy go zaopiekować?