Dziewczyny - nie wiem co zrobić

Zadzwoniła do mnie wczoraj kobieta, która jesienią 2010 roku adoptowała ode mnie małą koteczkę (młodzi ludzie z kilkuletnią dziewczynką). Wszystko było ok, chociaż kontakt z nimi taki sobie, ale przysłali zdjęcia - nie można było mieć zastrzeżeń.
Kobieta powiedziała, że miesiąc temu urodziła dziecko; dziecko jest na coś uczulone, lekarz twierdzi, że najprawdopodobniej na kota. I co ona ma zrobić.
Na razie nie wyczułam, czy chcą rozwiązać problem, czy już zdecydowali, że chcą się pozbyć kota. W dodatku kotki nie wysterylizowali (!) Kotka nie wychodzi, a ruje nie są uciążliwe (tak mówiła).
Będę jeszcze rozmawiała, dowiem się dokładnie co i jak. Niestety ja nie mogę wziąć kotki do siebie, przynajmniej do czasu wyadoptowania szylkretki, która jest teraz u mnie na DT. Po prostu nie ma takiej opcji.
To jest ładna, cała czarna koteczka.