Śmichu, chichu, a Tż ciepłych obiadków nie jada, a kanapki robi sobie na lodówce, bo tam udaje mu się obronić przed kotforami
Co do zlewu, to jedna część jest w zasadzie na stałe zajmięta przez kocie umyte miseczki, a z drugiej od czasu do czasu korzystają futrzaki, najchętniej tuż po zmywaniu, gdy wszystko jest jeszcze mokre
A poważnie, to przeprowadzając się na Ochotę drapak zostawiliśmy Bursztynowi mojej mamy, ale Bursztyn, jako kot podłogowy, dwa razy raczył drapnąć sizalową rolkę, a poza tym drapakiem się nie interesował.
W związku z tym wczoraj odkręciliśmy (znaczy się Janusz odkręcił) drapak od ściany ursynowskiej i przykręcił do ściany ochockiej i tu od razu mebel zyskał uznanie
Dzisiaj rano Kołek znowu wymiotował dwa razy, więc Tż pojechał na niezapowiedzianą wizytę do dr. Czubek.
Wysiedział się w poczekalni półtorej godziny, a potem ponad dwie w gabinecie i w zabiegowym.
Kołek miał zrobioną morfologię i kroplówkę, dostał dożylny antybiotyk i kilka innych leków.
Gorączka trochę mu spadła, w domu nawet podszedł do miseczki i sobie pojadł, tylko wenflon w łapce mu przeszkadza
Jutro powtórka wizyty (tym razem pojedzie też Takt na kontrolę oka) i jeśli nowy antybiotyk u Kołeczka zadziała, to dostaniemy wersję dogębną do domu.
Jutro powinniśmy dostać też wyniki kompleksowego badania qupy białaczkowców.
Pojutrze z kolei czeka mojego małża jazda do B. z Tosią i Tarą na zdjęcie szwów.
Zabierze się z nimi pewnie Rysia na ocenę stanu chorego oka, a może i Bajka na kontrolę poantybiotykową.
Ja niestety nie mogę zwolnić się z pracy i Janusz sam musi sobie ze wszystkim poradzić.
Z tego miejsca chcę też podziękować Dobremu Duszkowi, który postanowił wspomóc nas w leczeniu naszych felvików u specjalisty, bardzo dużo to dla nas znaczy - dziękuję bardzo
