Przed chwilą usnęły.
Kociaki były całe upaprane w koopie (może to stres?), w drodze powrotnej dostarczały nam 'cudownego zapachu'

i co chwila kichały.
Lecznica niestety nic nie pomogła (zgodnie z postępowaniem ze schroniskowcami dopiero po 7 dniach coś można robić).
Wkurzyłam się niesamowicie, tą lekarkę widziałam po raz pierwszy (przypuszczam, że gdyby była moja wetka, to coś by zrobiła).
Po powrocie od razu do wanny i płukanie z koopy - jedno trochę marudziło , drugie siedziało i czekało ze stoickim spokojem.
Potem owinęliśmy w ręcznik, wysuszyliśmy (znaczy mama i tata, bo ja czyściłam obsrany transporter

).
Zjadły trochę rozmoczonego pokarmu, piły dużo wody, napoiłam strzykawką odrobiną mleka dla kociąt (beaphar).
Ogólnie są bardzo grzeczne, tulą się, pięknie mrrruczą.
1 kuwetka zaliczona!
Niestety nadal sraczka..
Pokichują, siąpią noskami.. Widzę, że się męczą.
Nie mam zamiaru czekać tygodnia, żeby cokolwiek zrobić.
Jutro kupię może jakąś gentamycynę.
Rezydenci nieco zdezorientowani, ale żadnych łapoczynów nie było, jedyne pojedyncze fuknięcia.
