» Sob gru 29, 2007 0:45
Ta cala historia to jakiś koszmar.
Dymek przed zaszczepieniem przeszedł testy w kierunku FIV i białaczki - wynik negatywny. Zaszczepiłam.
Potem miał ładne, błyszczące futerko, bawil się myszkami na sznurku, jego ukochana zabawa - wspinanie się po moich plecach doprowadzała mnie do szału...
W zeszły piątek zobaczyłam, że ma brzydkie oczy. Nos też się wydawał nieciekawy. Dostał antybiotyk, biowetalgin, dexafort, wit. c. No i krople do oczu. W sobotę był nieco osowiały ale jadł, pił.
W niedzielę oczki wypiękniały, nos też. Uspokoiłam się.
W poniedziałek znowu byl lekko osowiały. Ale jadł...
We wtorek od rana zaczęły się schody - podszedł do miski i zaczął w niej mieszać łapką. Główka pochylona, cały Dymek nieciekawy... nakarmiłam na siłę zmiksowanym kurczakiem.
NIe mam auta - znalezienie kogos z autem w pierwszy dzien świąt nie jest proste. Ale udalo się.
Do kontenerka pakowałam smutnego kota.
Miał butelkę z ciepłą wodą, polarowe kocyki. Miauczał do mnie...
W lecznicy z kontenerka WYJĘŁAM żółtego kota. NIe chciał chodzić...
Pani doktor nie mówiła nic, pobrała krew i kazała czekać.
Wyniki - FIV, pp i białaczka ujemne,
LEKKA anemia
wątroba nienajciekawsza
zostal.
Kiedy go ode mnie brali, wczepil się pazurkami w mój sweter i płakał...
ja chodziłam 3 godziny po mroźnej Warszawie z pustym kontenerkiem w ręku.

